"Jak walczyłem z komuną"
Punkty pomiędzy naszymi małżowinami, a jego czerwoną twarzą tworzyły idealny trójkąt równoboczny o boku kilkunastu centymetrów. Nie krzyczał, mówił półtonem. Nie półtonem. Głośno szeptał. Tak krzyczącego szeptu nie słyszałem nigdy wcześniej, ani nigdy potem. Najwyraźniej pałał olbrzymią chęcią wydarcia się na nas, a jednocześnie bał się, że usłyszy go któryś z nauczycieli prowadzących lekcję albo dyrektor. Wprawdzie sala muzyczna znajdowała się na piętrze, a gabinet dyrektora na parterze, ale ryzyko, że sprawa ujrzy światło dzienne i tak było bardzo duże.
- Smarkacze ! W dupach się wam z dobrobytu poprzewracało ! - brzmiał cedzony przez zamknięte zęby szepto-krzyk.
- Nie wiecie, co się dzieje teraz dzieje ? Chcecie żeby wasi rodzice na milicję byli wzywani ?! Nie za takie rzeczy potrafią ludzie znikać i ślad po nich ginie ! - docierał do naszych tarmoszonych i coraz bardziej czerwonych uszu wypowiadane słowa.
- Żebym pierwszy i ostatni raz coś takiego słyszał ! A powiecie o tym komuś, to nogi z dupy powyrywam ! - powiedział już wolniej, spokojniej i szeptem, cedząc wyraźnie każde słowo,
- Zrozumieliście kurwa gnoje ?! - powiedział już bardzo cicho, zbliżając tak blisko do siebie nasze uszy, że z tępym uderzeniem zderzyliśmy się skroniami.
- Tak, tak, nikomu. Nie zaśpiewamy tak nigdy więcej …. - bąkaliśmy jeden przez drugiego, rozcierając już prawie sine małżowiny.
- Jeszcze raz pytam. Dotarło do tych pustych łbów przez te niesłyszące co się do nich mówi, zatkane uszy ? - zakończył, rozglądając się dookoła czujnie.
- Dotarło... przepraszamy... – skwapliwie potwierdził kumpel, który z całą pewnością usłyszał i zapamiętał na długo każde słowo nauczyciela z uwagi na całkowicie drożny przewód słuchowy prawej małżowiny, nie tak dawno eksplorowany przez wytwór zakładu „Zenith”.
Ze spuszczonymi głowami wróciliśmy do klasy. Wesołej piosenki o tym, że będziemy z radością budować socjalizm klasa VIa, VIIa, a potem VIIIa nie śpiewała już nigdy na lekcjach muzyki.
Do dzisiaj nie wiem, jakimi motywami kierował się nauczyciel muzyki. Czy był zagorzałym komunistą, który ideologicznie nie mógł znieść tego, że trzynastoletni chłopcy poddają w wątpliwość zasadność istnienia jedynie słusznej ideologii ? Czy też był on zakonspirowanym działaczem „Solidarności”, który w trosce o siebie, ale przede wszystkim o nas i nasze rodziny obawia się kłopotów, które mogły spotkać szereg osób w sytuacji, gdyby o incydencie stało się głośno w szkole i poza nią.
Jedno jest pewne. Wraz z moim do dzisiaj serdecznym przyjacielem podjęliśmy na początku lat osiemdziesiątych próbę obalenia znienawidzonego systemu. Do dzisiaj, z nieukrywaną satysfakcją opowiadam o przebiegu tej chytrej akcji dywersyjnej moim dzieciom, gdy pada pytanie :