"Jak walczyłem z komuną"
- Dobra ! – podchwyciłem zniżając głos do szeptu, z powodu zainteresowania nauczyciela muzyki, który z niepokojem coraz częściej spoglądał w naszą stronę.
- To zamiast socjalizm, śpiewajmy, że chcemy wspólnie budować kapitalizm – powiedziałem, ciesząc się z nowej zabawy, która niewątpliwie wprowadzi trochę ożywienia w monotonną lekcję śpiewu.
Spodkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Gdy podczas kolejnej próby śpiewu piosenki nadszedł czas na końcówkę refrenu, jak opętani darliśmy się, że naszym głównym celem jest budować kapitalizm.
Chyba ze zbyt wielkim entuzjazmem i zbyt głośno. To tylko śpiew dwóch nastolatków z przedostatniej ławki. Dwa głosy spośród trzydziestu. Wystarczyło. Jakież było nasze zdziwienie, gdy nauczyciel nie przeszedł do śpiewania kolejnej zwrotki. Pianino ucichło, a wszystkie twarze, w tym brodata twarz Pana Krzawieckiego zwróciły się w naszym kierunku. Zapadła niezręczna cisza.
- Kóroń i Spodziński ! Na korytarz ze mną ! - ryknął nagle nauczyciel, a na jego czerwieniejącej twarzy pojawiła się irytacja i wściekłość.
Popatrzyliśmy na siebie ze zdziwieniem. Około trzydziesto, trzydziestopięcioletni nauczyciel zawsze uchodził za człowieka dosyć łagodnego, wesołego i wyrozumiałego. Owszem, reagował na nasze szczeniackie wygłupy standardowym uciszaniem, czasem „za karę” każąc komuś na środku klasy śpiewać mniej lub bardziej głupawą piosenkę. Nigdy natomiast nie denerwował się, nie krzyczał, często się uśmiechając do lubiących go uczniów. Ale takiej reakcji chyba nikt z naszej klasy u niego nie widział.
- Ruszać się, natychmiast ! – krzyczał, wskazując nam palcem drzwi na korytarz, a w jego oczach pojawiły się czerwone żyłki. Wpierw myśleliśmy, że to chyba jakiś żart i z głupimi minami patrzyliśmy, to na klasę to na siebie. W sali muzycznej zapadła idealna cisza. Słychać było jedynie syczącą w kaloryferach gorąca wodę. Większość VIIa ze zdziwienia pootwierało gęby. Ci co bardziej strachliwi tępo wpatrywali się w ławki. Po chwili z ociąganiem wstaliśmy z krzeseł i żółwim krokiem skazańców ruszyliśmy w stronę drzwi. Na szkolnym korytarzu łagodny do tej pory nauczyciel jakby dostał szału. Dziwnego szału. Bardzo chciał wykrzyczeć swoją złość, a jednocześnie bardzo nie chciał, aby ktokolwiek usłyszał burę jaką dawał nam na szkolnym korytarzu.
- Co wy gówniarze wyprawiacie !? Pewnie nie zdajecie sobie sprawy co robicie !? Wiecie co znaczą takie śpiewy ? Wiecie, że ludzie za coś takiego w więziach lądują ? - krzyczał, łapiąc nas jednocześnie za uszy. Mnie za lewe, Spodka za prawe, zbliżając jednocześnie nasze małżowiny do siebie oraz do swoich ust.