"Jak cycata nauczycielka rosyjskiego dekonspirowała tajną organizację"
Wszystkie sekretne kody i szyfry naszej tajnej młodzieżowej organizacji mieściły się na szesnastu stronach szkolnego brulionu.
- Zeszyt z tajnymi kodami nie może się dostać w niczyje ręce ! - zakomenderował do mnie, Mateo i Wierzby, kumpel Spodek na dużej przerwie pomiędzy lekcjami, gdy staliśmy na holu szkoły oparci plecami o ścianę.
- Jak Mleczarnia pozna nasze szyfry to po nas ! - dodał z powagą, patrząc na nasze przerażone twarze, po tym jak na lekcji rosyjskiego przekazywana pomiędzy ławkami wiadomość, wpadła w ręce nauczycielki, która z powodu swoich cech charakteru i obfitych piersi, ochrzczona została przez nas takim dziwnym przydomkiem.
- Kurka wodna … musimy go spalić… - wymyślił na prędce Wierzba, przerażony wizją odczytania przez Mleczarnię super tajnej wiadomości, po wcześniejszym zdobyciu przez nią w bliżej nieustalony sposób, skrzętnie ukrywanego w naszej tajnej bazie 16-stronicowego zeszytu w szeroką linię z zapisanymi wszystkimi szyframi służącymi do sporządzania sekretnych listów.
- Eee… bez sensu - wtrącił Mateusz, który był zawsze pomysłodawcą i twórcą wszystkich szyfrów.
- Widziałem taki film, jak szpiedzy potrafili odczytać ze spalonych kawałków kartki, zapisane na niej znaki, słowa i zdania - dodał ze znawstwem.
Mateo uchodził za fachowca w swojej dziedzinie. To on był twórcą nie tylko tajnych kodów, ale i sposobów zmylenia tropów wroga na śniegu, czy też tatuaży tworzonych na rękach siarką z zapałek. Podana przez niego wizja jeszcze bardziej rozszerzyła nam ze strachu źrenice, bo wszyscy zaczęliśmy sobie w tym momencie wyobrażać jak Mleczarnia przy pomocy naszej książki szyfrów, odczytuje liścik, który nieudolnie chciałem pod ławką przekazać Spodkowi. Jak znak po znaku, litera po literze, składa słowa, a z nich zdania i odkrywa jedną z najważniejszych tajemnic naszego Tajnego Stowarzyszenia Palenia Ognisk. Zdenerwowany przełknąłem ślinę, wyobrażając sobie jak odczytuje później na forum całej klasy jego treść i przekazuje wychowawczyni, a ta rodzicom.
- Mateo, weź coś wymyśl, ja tego nie przeżyję …. - błagalnym wzrokiem popatrzyłem na kolegę, w którym widziałem ostatnią szansę na zbawienie i wyratowanie nas z tej opresji.
- Nie łam się Kórak ! Teraz jest matma, same nudy, coś wymyślę – odpowiedział mój koleś, a w moim spanikowanej głowie pojawiła się iskierka nadziei. W tym samym momencie zabrzmiał przeraźliwy dźwięk dzwonka kończącego długą 20-minutową przerwę.
Na kolejnej przerwie, która trwała ledwie 10 minut, Mateo z zadowoloną z siebie miną triumfalnie ogłosił: