Historia,która trwa wiecznie...
przedostać! Inaczej
przegrasz. Rozumiesz??�� Tyle godzin nauki poszło na marne. Przez moją
głupotę. Wszystko odczytali z mojego umysłu. W głowie roiły mi się
setki myśli. Otumanili mnie, odurzyli przesyłając mi obrazy dawnych
krain, sabatów, ceremonii, zaklęć... Innego życia... Upadłam. Czułam
śnieg. Tak zimny, jak są zimne serca tych, którzy kochali nie dając nic
od siebie- tylko brali... Jak serce zranione... Jak ci, którzy mnie
chcieli porwać... Straciłam przytomność. Gdy się ocknęłam widok, który
zobaczyłam zaparł mi dech w piersiach... Wydałam z siebie stłumiony
krzyk. Oślepiło mnie migotliwe światło pochodni. Nie wiedziałam co się
dzieje. W koło widziałam setki, może nawet tysiące bladych twarzy,
czułam rytmiczne bicie ich serc... Ich mściwe spojrzenia przeszywały
mnie na wskroś... Chciałam spytać: �Co się dzieje? Gdzie ja jestem??�,
ale zabrakło mi siły. Czułam się obolała, wypruta, zmęczona...
Dostrzegłam na swym ciele drobne ranki.� O Boże! Wyssali ze mnie krew!
To już koniec!� nic nie rozumiałam. Próbowałam się skupić. Opamiętałam
się i wreszcie zrobiłam to, co już na początku powinnam zrobić: myśleć.
Powinnam się bronić. Byłam słaba, ale lata picia krwi Ojca wzmocniły
mnie, wytężyły zmysły i sprawiły, że szybko regenerowałam siły ,ale do
tego potrzebny jest czas, a ja go nie miałam zbyt wiele. To było pewne.
Zaczęłam w końcu dostrzegać szczegóły. Byłam w lesie, czułam chłodny
wiatr i zapach igliwia... Na środku polany ułożono wielki stos.
Przełknęłam ślinę. �Więc zgładzą mnie�. Rozejrzałam się dookoła.
Widziałam odwrócone krzyże. Nic z tego nie rozumiałam. �To jakaś
sekta?� .Zastanawiałam się gdzie jest Johnny, czemu mnie nie ratuje??
Ale prawda jest, że zawsze jesteśmy sami, mimo, że otacza nas tłum.
Wtedy to zrozumiałam. Mój Mistrz, Ojciec... Zdradził mnie...
Zostałam wprowadzona na podwyższenie, tuż obok stosu zeschniętych
gałązek i na przeciwko kamiennego ołtarza. Czułam zapach wilgoci na
nim, czułam zapach śmierci.Rozległy się wzniosłe, patetyczne pieśni.
Wszedł Mercurio,a za nim w zdobionych złotym haftem Johnny, kapłan.
Uniósł swe białe dłonie, zebrani umilkli.
-Witajcie bracia i siostry krwi! Zebraliśmy się tu po to, aby oddać w
ofierze to oto młode dziewczę-wskazał kobietę, na prawo ode mnie.Dwaj
krwiopijcy przywiązywali ją do ołtarza.Miała strach w oczach-i powołać
nowego boga. Przybyliśmy tutaj również, by skazać niewiernych-wskazał
na mnie i grupkę innych przerażonych wampirów. Tak naprawdę nic nie
rozumiałam. Zapanowała cisza.Cisza oplotła nas wszystkich, cisza tak
ciężka i zarazem tak lekka... Mercurio zbliżył się do mnie i rzekł:
-Pewnie, ma droga Pandoro, zastanawiasz się kim jestem, tak naprawdę i
co tu wszyscy robimy-na jego twarzy pojawił się oślizgły uśmiech-Powiem
ci tylko,że wierzymy w Boga, tego Jedynego Boga, jesteśmy wszyscy Jego
posłannikami, prawie tak jak Anioły..-zamyślił się, a potem dodał-i
eliminujemy takie wampiry jak Ty.Zgrzeszyłaś! Ześlemy cię do
piekielnych czeluści, tam gdzie twoje miejsce! Haha!-zaśmiał się
przeraźliwie, a wraz z nim reszta zgromadzonych. Spytałam go, udając
wielkie zmęczenie:
-Ale czym ja zawiniłam?
-Czym? Jeszcze się pytasz?! Twoje życie przed śmiercią i ponownymi
narodzinami dla krwi było wręcz odrażające!Nie powinno być ciebie wśród
nas!Oto, czym zawiniłaś! Byłaś zwykłą dziwką, próbowałaś się
zabić...-znowu się zaśmiał, widziałam Johnny'ego. Zauważyłam w jego
oczach błysk. wiedziałam co on oznacza...
-Pieprz się!-wychrypiałam z pomiędzy zaciśniętych warg, a Mercurio wymierzył mi siarczysty policzek.
-Jak śmiesz?! Johnny opamiętał go, powiedział,że otrzymam sprawiedliwa,
należytą karę w piekle. Mercurio dał znak i młodą dziewczyną zaczęli
pożywiać się bardzo wiekowi krwiopijcy. Dziewczyna krzyczała. Jej krzyk
zanosił się echem pośród ośnieżonych drzew. Następnie jeden z nich o
pł