Historia,która trwa wiecznie...
-Czego ty właściwie chcesz ode mnie?- to były moje ostatnie słowa przed
przemianą. Przemianą w wampira. Wówczas nie wiedziałam co mnie czeka,
mimo to nie bałam się. Byłam na bakier z całym światem... Szczerze
powiedziawszy olewałam wszystko i wszystkich. Byłam prawdziwym
utrapieniem..., ale może o mej przeszłości opowiem później, przy innej
okazji...
-Chcę byś towarzyszyła mi w mojej nieustannej drodze- powiedział mi mój stwórca, którego imienia nigdy nie poznałam.
Kazał mi zwracać się do siebie Mistrzu albo Ojcze. Nigdy się do tego
nie przyzwyczaiłam. Sama nadałam mu imię, ale to już było znacznie
później. Moim zdaniem było to bardzo dziwne. Za każdym razem gdy
pytałam się dlaczego nie mogę poznać jego imienia skoro on poznał moje,
odpowiadał nonszalancko, że jest bardzo trudne do wymówienia, gdyż
pochodzi z bardzo starego dialektu, którego nazwy nie umiem przytoczyć.
Tak naprawdę, jestem o tym przekonana, ukrywał coś w co nie chciał mnie
wtajemniczyć. Myślę, że został wygnany z jakiegoś bardzo starego rodu
wampirów za czyn, którego się ogromnie wstydził i żałował go. Dbał o
moje bezpieczeństwo nie ujawniając go- zawsze to robił, zawsze mnie
ochraniał, za co będę mu wdzięczna do ...do końca życia?(czy jest w
ogóle jakiś koniec?)
Śmieszne...Nadal nie wyzbyłam się nawyków śmiertelnych... Wróćmy jednak do opowieści...
Zanim jednak zdążyłam odmówić objął mnie swymi ramionami jak mackami,
tak szybko wbił mi w szyję swoje wampirze zęby, że nawet nie zdążyłam
zareagować, a już po chwili byłam ledwo przytomna. Tamtą chwilę
pamiętam jak przez mgłę... Z każdą wysysaną kroplą mej ciepłej krwi
słabłam i coraz bardziej... Czułam jak uchodzi ze mnie życie... W
uszach dzwoniło mi od głosów mej przeszłości, pod zamkniętymi powiekami
przewijały mi się różne obrazy, moje wspomnienia jak rzeka... Płynęłam
przez moje życie.. Widziałam mój pierwszy rowerek, lalkę, pierwszą
żyletkę i igłę... Moje życie... Wspomnienia nadal bolą i to po tylu
latach... ech... Nagle szarpną mną i z nagłą gwałtownością oderwał usta
od mej szyi tak jakby walczył sam ze sobą. Wtedy jeszcze tego nie
wiedziałam i nie do końca pojmowałam co się dzieje w danej chwili, ale
on walczył z pragnieniem, którego nigdy nie można zaspokoić...
Przeraziłam się odkrywając, już po przemianie, że te pragnienie,
pragnienie krwi... jego nie da się opanować... Żyjemy podporządkowani
mu, stajemy się zwierzętami, drapieżcami, polujemy, by zaspokoić głód,
który trawi nas od środka... Podążamy za instynktem i zabijamy..
Leżałam tak bezwładna, w tym hotelowym pokoju, do którego mnie
zaprosił, bym spędziła z nim noc. Widziałam wzorzysty dywan, aksamitne
zasłony i oślepiające żółte światło(Jakie to dziwne, że nawet w
godzinie śmierci mózg potrafi zarejestrować tak banalne rzeczy jak np.
kolor zasłon, prawda?)i jego postać nade mną... Okoliczności naszego
spotkania były zwykłym zrządzeniem losu, przynajmniej wtedy tak
myślałam, nie wiedziałam bowiem, że obserwował mnie godzinami. Byłam
prostytutką pracującą w dokach na zachód od centrum miasta. Widział
mnie z moimi klientami, obserwował całymi nocami aż w końcu postanowił,
że go poznam. Powiedział, że mi dobrze zapłaci za spędzenie z nim nocy.
Była mi potrzebna na gwałt gotówka, a on wydał mi się uczciwy...
Zresztą wyglądał na nadzianego gościa. Miał garnitur z najnowszej
kolekcji od Armaniego, biła koszula... ,,Gość z klasą...�� pomyślałam.
Przyjrzałam mu się uważnie, udając, że się zastanawiam, choć już dawno
podjęłam decyzję. Spytałam:
-Mam panu wierzyć?
Uśmiechnął się z przekąsem i rzekł głosem, od którego powietrze zadrżało, a mnie przeszedł dreszcz:
-Nie musi pani, jeśli nie chce, ale ja i tak wiem, że pójdzie pani ze mną.
Jego słowa zmroziły mi krew w żyłach, ale miał rację. Poszłam, nie miałam wyboru. W drodze do hotelu spytał mnie o imię.
-Pandora- odparłam.
Nigdy nie używałam mego prawd