Historia,która trwa wiecznie...
się budziliśmy szliśmy
na krwiste łowy. Ja pełna entuzjazmu, on pełny dystansu. Przez wiele
nocy włóczyliśmy się w poszukiwaniu odpowiednich ofiar, a mój głód
ciągle się zmagał...
Pewnej sierpniowej nocy, tuż po zachodzie słońca zbudziłam się
zlękniona, gwałtownie łapiąc oddech, głową uderzając w wieko
trumny.(Tak na marginesie byłam zaskoczona faktem, że wampiry mogą
śnić... Może to bardziej mnie wystraszyło niż sam sen?? Kto wie? W
gruncie rzeczy nie różnimy się wiele od zwykłych ludzi...)Johnny
pospieszył by mi pomóc. Oddychałam płytko i cała drżałam na całym
ciele. Spytał:
-Co się stało? Coś Ci się przyśniło?- powiedział to z taką troską,
znowu byłam wzruszona. Nikt nie był dla mnie taki dobry... Czułam się
szczęśliwa w tym życiu pełnym nieszczęścia...
-Nic... To tylko sen...-Zdołałam wyjąkać-Śniło mi się, że ktoś mnie
goni, diabeł o złotych włosach i chce wyssać mi krew...-głos mi drżał.
-Tak...to tylko sen...Już dobrze-przytulił mnie, a potem usiadł w
fotelu i długo siedział weń zamyślony. Nigdy tego nie robił tego przed
naszą pierwszą tej nocy ofiarą. Zmartwiłam się. Spytałam go o co
chodzi,mruknął mi w odpowiedzi:
-O nic...
Przez wiele nocy przyglądałam mu się jak czytał, czy rozmyślał...
Lubiłam ten widok, bo byłam szalenie zafascynowana jego urodą, tą aurą
tajemniczości... Mieszkaliśmy w jego mieszkaniu wynajętym nad zakładem
pogrzebowym. Lubił otaczać się śmiercią. Był teraz poza nią. W pewnym
sensie drwił z niej co noc, gdy chodził zabijać. Gdy go obserwowałam
zdawało mi się ,że jego usta poruszają się w niemym pochodzie
słów(Modlitwy?) Nie rozumiałam ich... Nigdy ich nie zrozumiałam...
Po pewnym czasie oswoiłam się już z posiadanymi umiejętnościami. Nie do
końca jednak umiałam je wykorzystać, a Johnny nie spieszył się by mnie
wtajemniczyć, mawiał:
-Masz całą wieczność, dziecko... Nauczę Cię wszystkiego, kiedy nadejdzie pora.
Irytowało mnie to i to bardzo. Zawsze byłam niecierpliwa i popędliwa(I
mimo przemiany nadal taka pozostałam). Nie umiałam się opanować, by nie
rzucić mu kilku przykrych słów. Teraz tego żałuję... Miał rację:
Musiałam uczyć się stopniowo... Nabyte umiejętności musiałam
doskonalić, by być coraz to lepszym zabójcą... Zastanawiające było
jednak to, że mój Ojciec nigdy nie mówił mi czemu zaczął uczyć mnie
�sztuk samoobrony�, jak on to mawiał. To było dla mnie dziwne.
Wcześniej tego nie robił- nawet nie wspominał o tym, ale to zmieniło
się po moim śnie... Tak myślę... Wtedy jeszcze nie wiedziałam o tym,
ale to uratowało mi życie..
Pewnej nocy ,5 lat po mojej śmierci i ponownych narodzinach, wydarzyło
się coś, co mnie zaskoczyło. Gdy się obudziłam zobaczyłam obok mego
Ojca, Johnny�ego jakiegoś innego wampira. Tak bardzo byłam zaskoczona i
zauroczona widokiem złotowłosego mężczyzny-wampira, że nie mogłam się
powstrzymać od rozdziawienia ust i wytrzeszczenia oczu. Jak sobie o tym
przypomnę... Musiał być to niezwykle śmieszny widok... Wampir o złotych
włosach odezwał się cichym i namiętnym głosem:
-Witam! Ty to pewnie TA piękna Pandora? Prawda?
Skinęłam nieśmiało głową zastanawiając się jednocześnie, dlaczego
nazwał mnie �TĄ piękną Pandorą�. Miałam dziwne przeczucie. Czułam, że
coś jest nie tak... (Może czułam się też dziwnie nieswojo dlatego, że
Złotowłosy był jedynym obcym wampirem, którego widziałam! Co prawda
zdarzało nam się spotykać inne wampiry, ale te nasze kontakty nigdy nie
były tak bliskie...), że gdzieś widziałam tego nieznajomego, ale w
tamtej chwili nie mogłam dojść gdzie... W pewnym sensie bałam się go...
-Mam na imię Mercurio- przedstawił się i delikatnie pocałował swymi
jedwabnymi opuszkami mą bladą dłoń. Patrzyłam na niego w osłupieniu.
Zafascynowania... i przerażona. Może dlatego, że był zupełnie inny od
Johnny�ego? Był niesamowicie piękny... Z niemym zachwytem spijałam
każde jego sł