Hapyjend
- A no, cośmy użyli, to nasze, teraz niech młodzi martwią się, co dalej. A my zapalmy.
- Człek stary i głupi, truje się jakby świństwa w powietrzu było mało.
- Dla nas już za późno zmądrzeć, takeśmy już struci, że nic już nie da, że nie popalisz.
- Taa. A może to już ostatni…
- Tyle tylko, że to drożyzna, ale co tam. Kto biednemu zabroni?
- Taa…
- Wypijmy.
- Za głupiego mądrość!
- Za łajdaka cnotę!
- Władzy na pohybel!
- Zdrowie!
- Taki ptaszek. Śpiewa, a nie wie, że to śpiewanie. Zwierzyna nic o świecie nie wie i ma święty spokój.
- A człowiek rozum ma chyba jeno na udrękę. Bo tyle wie, że nic nie wie. I wstyd mu przed sobą. Gdyby gadzina znała, co wstyd, to i od robactwa by się człowiek nawstydził, że najgorsze bydle ze wszystkiego zwierza. Bo cóż mędrszy od stworzenia?
- Tyle wie, że jak głodny to trzeba zjeść, a jak śpiący, to sam ślep mruży się, a i zesrać się i zeszczać żadna filozofia, samo poleci, gdy mus i jedynie wstydzić się zostaje.
- Świat z natury poukładany, prosty, a człek ze swym rozumowaniem tej prostoty okrężną drogą dochodzi.
- A jak zapędzi się to na skuśkę by wracał.
- Sam se w szkodę idzie jak się uparł, żeby rozum mieć do cudowania a nie do rozumowania.
- Zwierzyna sama w szkodę nie idzie se, ale z dowcipu nie pośmieje się, po kłóceniu nie pogodzi się, ze szczęścia nie popłacze się.
- Tako stanęło na tym, że nas dowcip uszlachetnia.
- I sumienie, a to już Boskie sprawy są.
- Ach ten człek, sam siebie pojąć ni może, dobrze choć, że modlić może sie, do Bozi westchnąć, poradzić sie, pożalić, gdy w dumaniu swym zgłupieje.
- Dobrze, że nom Bozia dziesięcioro przykazań dał. Bo jak się już ludziska swoich nawymyślają, pogłupieją, sparzą sie, przelękną, nawet jak wzbogacą sie, to ze sumienia czy ze strachu i tak przed śmiercią do Boskich praw wracają .
- A jakby wszystkie po Bożemu żyły, z rzadka tylko Prawa odstępując, nie złośliwie, dla hecy, a z lenistwa, co by żywot poczciwie urozmaicić…
- Taa. Pojeść, popić, pokurzyć, a kobitę oporządzić.
- Nie nam, dziadygom baby oporządzać. A i nasze już podeschłe.
- Ale jak ci strawę twoja uwarzy toby za dwóch pożarł, a choć za młodymi patrzeć miło, to jak wspomnisz swoją starą…
- Taa. Cóż z tego, że dziś prawie goło chodzą, myślą, że ich babki nie wiedziały, po co mają…
- Szkoda mowy.
- Słoneczko nam się trochę osunęło. Może by co zjadł…
- Nocka mgłę se ścieli już na sen zawczasu wokół stawu, trzeba by i nam też pierzyn z łóżek powyciągać…
- O, tam chyba moja pod nas idzie, a i twoja już pod płotem.
- Pilnują nas te baby jakbyśmy mieli jeszcze młodość, żeby w świat lecieć za przygodą.
- Pora na nas.
- Ano, trzeba się zbierać.
I szli wąwozem k’domostwom swym, promienieli jak Janieli w mgle powoli znikając, jakoby niebios próg przestępowali. Zmierzchało, a cichła z wolna rozmowa.