Granica
Przez chwilę tylko wpatrywał się w księżyc nad naszymi głowami. Była chyba pełnia, nasz satelita był wielki, a od dłuższego wpatrywania się w jego tarczę bolały oczy. Zaczęło we mnie kiełkować nasionko irytacji. Siedziałam nielegalnie w krzakach i to z chłopakiem, co było jeszcze bardziej nielegalne. Do tego musiałam mierzyć się z jego melancholią i, najprawdopodobniej, epizodem depresyjnym, a to wszystko przez jakąś kukłę, która w tej chwili leżała w śmietniku, dosłownie parę kroków od nas.
– Chodź – szepnęłam i chwyciłam go pod ramię – Położysz się do łóżka, prześpisz się z problemem, jutro będziesz patrzył na to zupełnie inaczej…
Poddał mi się zupełnie bez oporów, jakby gdzieś w międzyczasie uleciała z niego cała siła woli. Grzecznie dał się odprowadzić pod drzwi męskiej części akademika. Gdy tylko zniknął mi z oczu z westchnieniem poczłapałam do własnej sypialni. Mogłam tylko mieć nadzieję, że jutro będzie mu lepiej.
…………………………………………………………………………………………………………
– Magda, mam pomysł – No dobra, czyli mu się polepszyło. Tylko jeszcze nie wiedziałam, czy to się dobrze skończy. Michał wpadł z rana do stołówki z obłędem w oczach, zwiastującym kolejny szalony plan.
– No jaki?
– Kurde sprytny!
Nie lubiłam tego tonu. Zawsze, gdy pojawiał się w naszych rozmowach oznaczało to przynajmniej parę dni kompletnego wariactwa, któremu przypatrywałam się z bezradnością. Zaczynałam się poważnie zastanawiać, czy Michał nie miał jakiejś choroby dwubiegunowej, czy inszego Borderline. Na pewno potrzebował pomocy specjalisty. Niestety za każdym razem, gdy próbowałam z nim o tym porozmawiać, momentalnie zmieniał temat.
– Ale weź powiedz, co ci chodzi po głowie.
– Ćśśśś – pokręcił głową, po czym ruchem brody wskazał na otaczające nas tłumy nastolatków.
Dobra, czyli nie tu. Nie żebym jakoś szczególnie chciała poznać, w co tym razem zamierza nas wpakować mój chłopak. Świadomość jego planów mogła jednak dawać nikłą, ale jednak możliwość odwiedzenia go od czegoś ekstremalnie głupiego i nieodpowiedzialnego. Poniekąd, po dwóch latach bycia razem zaczęłam pełnić rolę jego anioła stróża. Szkoda tylko, że ta funkcja zaczynała mnie coraz bardziej niepokoić.
Okazja do wyjawienia mi niesamowitego planu pojawiła się dopiero w trakcie przerwy obiadowej. Michał nie wziął sobie nic do jedzenia i jeszcze do tego odmówił, gdy zaproponowałam mu trochę mojej porcji. Nie wróżyło to dobrze. Gdy tak na niego patrzyłam, doszłam do wniosku, że mógłby grać Konrada z Dziadów i to nawet bez przeszkolenia aktorskiego. Nerwowa gestykulacja, rozbiegany wzrok, rozczochrane bujne włosy i jeszcze do tego gwałtowne zwroty między podwórkowym drzewem, a ławką, na której przysiadłam trochę jak skazaniec… No profeta, bez dwóch zdań. W końcu zatrzymał się dokładnie przede mną, ale to chyba zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Nie byłam w stanie długo wytrzymać jego świdrującego wzroku i zaczęłam się wiercić.
– To jaki masz ten pomysł?
Teraz ukucnął i jego twarz znalazła się dokładnie na poziomie mojej. Od łaskotania jego oddechu przeszedł mnie zimny dreszcz.
– Ucieknijmy – powiedział to tak cicho, że na początku nie byłam pewna, czy w ogóle coś usłyszałam. A gdy już doszłam do wniosku, że faktycznie coś takiego powiedział, kolejne słowa chwyciły mnie za gardło i zaczęły bezlitośnie dusić.