GMO
– Pogadajmy z facetem, powiemy, że się zgubiliśmy i…
– Ta, jasne, Hel. Zgubiliśmy się w zakładach przetwórstwa i przez przypadek pomazaliśmy farbami cały zakład i ukradliśmy wyniki badań. Super pomysł, naprawdę, super! – odburknął Andy.
– Powiem, że to już było!
Jess podeszła do Helen i wymierzyła jej siarczysty policzek.
– Nie zachowuj się jak dziecko! Dupa w troki i wyjazd, idziemy chłopaki!
Nim jednak zrobili choć krok, z pomieszczenia wybiegł pan Truskawka z piłą łańcuchową.
– Wybaczcie, ale niektóre lokalizacje w naszej wycieczce są skonstruowane tak, że można je zwiedzać jedynie w… kawałkach. Ha ha, zaraz zobaczycie, że to w ogóle nie boli!
I jak w jakimś tanim horrorze klasy B, teatralnie zgasło światło. Jess i Helen pisnęły jak oszalałe, a Ed wywrócił się z zaskoczenia. Jedynie Andy nie spanikował, wyjął latarkę i próbował ją zapalić. Nacisnął przycisk kilka razy. Nie działała. Zupełnie jak w jakimś tanim horrorze klasy B. W ciemnościach usłyszeli jedynie odgłos szarpanej linki. Po chwili w powietrzu rozległ się ogłuszający dźwięk pracującej piły łańcuchowej.
– Soczyste kawałki owoców! – krzyknął pan Truskawka i z szaleńczym wrzaskiem rzucił się w bieg. Tupot poniósł się echem, tam, gdzie przed zapadnięciem ciemności prowadziła odnoga mostku– w stronę schodów na halę produkcyjną.
– Moja latarka nie działa! Zapalcie swoje! – Andy po omacku zaczął szukać swoich przyjaciół.
Słup światła ukłuł go w oczy.
– Moja latarka działa, działa! – wołała dumna z siebie Helen.
– Pod nogi świeć, wariatko, pod nogi! – Andy wyrwał jej latarkę z rąk – Za mną, za mną mówię!
Zaczęli biec. Uciekali pomiędzy maszynami, które ucichły, jak gdyby mężczyzna w stroju truskawki był ich panem i jakąś tajemniczą siłą zakazywał im działać. Uciekali. Przedzierali się przez kolejne stanowiska pracy, tym razem Ed już nie pogwizdywał i nie fikał salt i gwiazd w powietrzu. Jego wzrok był nieobecny, twarz miał bladą, a ręce trzęsły mu się jak paralitykowi. Dziewczyny płakały. Rozmazany tusz i wypieki zdobiły twarz Jess. Helen się nie malowała. Wpadli do jednej ze szklarni, prawie tłukąc przeszklone drzwi wejściowe. Odgłos pił łańcuchowej zbliżał się nieuchronnie. Świr w stroju truskawki był już na dole, na hali produkcyjnej.
– Porusza się całkiem szybko jak na wielką, je*baną truskawkę! – rzucił zdyszany Andy, aby rozładować napięcie.
Jego słowa wywołały jednak efekt odwrotny. Helen rozpłakała się jeszcze bardziej, Jess potknęła i wpadła w krzak truskawek, a Ed jak urzeczona światłem lampy ćma, wpatrywał się w halogeny, które nie wiedzieć czemu nadal świeciły
– Nie zatrzymujcie się! Damy radę, słyszycie! W nogi! – Andy poderwał kompanów do dalszego biegu.
Niebieskie światło oświetlało ich sylwetki, złowieszcza, spalinowa symfonia rozbrzmiewała w hali produkcyjnej niczym krzyk szaleńca w izolatce Wbijała się w uszy, przebijała przez bębenki i trafiała prosto do mózgu, razem z falą obrazów z najgorszych koszmarów. Pocięte ludzkie szczątki, rozrzucone wśród krzaków truskawek, krew mieszająca się z miąższem czerwonych owoców, bita śmietana spływająca po prowadnicy piły.
Andy szarpnął głową na boki.
“Nie! Nie zginiemy tu, nie tak, nie w ten sposób!”
Nagle straszliwy dźwięk rozległ się niewyobrażalnie blisko, jak gdyby pan Truskawka w ułamku sekundy, w czasie trwania jednej myśli, przemknął przez cały zakład.
– Słowo honoru, bez sztucznych konserwantów! – ciepły, wręcz kojący głos zabrzmiał tuż za nimi.