Fragment noweli "The Bohater?"
o na tym cholernym padole przestaje mieć sens. Choć z drugiej strony moje życie i tak jest chyba niewiele warte. W końcu jestem samotnikiem, moje życie to praca, codziennie oddaję cząstkę siebie innym, aby dać zwykłym ludziom odrobinę sprawiedliwości na tym świecie. Ale nie wiem czy ktokolwiek to zauważa. Żyję zdany sam na siebie. Myślę, że kiedyś mogłem uważać się za osobę szczęśliwą, a przynajmniej za kogoś kto mógł dla kogoś żyć. A teraz? Hmmm, staram się o tym wszystkim nie myśleć. Sam już chyba nie pamiętam jak smakuje szczęście. Żona ode mnie odeszła 3 lata temu i teraz już sam nie wiem czemu. Może już nie mogła znieść tej presji życia z człowiekiem, który więcej czasu spędza w pracy niż w domu. A może nie okazywałem jej uczuć wystarczająco często. Ale czy „kocham cię” co najmniej ze dwa razy dziennie to za mało? Nie wiem. Szkoda tylko, że od razu mi nie powiedziała, że chce odejść. Po pewnym czasie sam ją nakryłem na gorącym uczynku. Prawie codziennie pieprzyła się z moim dobrym znajomym. Suka! Kurwa, znowu błądzę w myślach! Ale to mnie wkurwia. Kiedyś mi przez to jaja odstrzelą. Wywody myślowe Max’a zdawały się nie mieć końca. Lecz rozmowa z sobą to chyba jedyny sposób by nie zapomnieć ojczystego języka. Człowiek, przedzierający się samotnie przez codzienność nie ma zbyt wielu okazji do rozmów. Jest zdany tylko na siebie. I zapewne byłoby mu jeszcze trudniej gdyby onieśmielało go własne towarzystwo… Po drugiej stronie barykady cisza. Głusza wdzierająca się w uszy Jack’a i Steve’a potęguje napięcie. Wyostrzony słuch próbuje wyłapać najdrobniejszy szmer, choć malutki dźwięk mający świadczyć o ukrytej obecności stróżów prawa gdzieś tam, w otchłani budynku. Ich wzrok, błądzący w nicości, ich źrenice biegające z jednego kąta oka w drugi to jedyna oznaka ruchu na jakie ich ciała mogą sobie teraz pozwolić. Zastygli, jakby w stop-klatce. Napięte mięśnie nóg i rąk, podwyższone ciśnienie krwi. Kropelki potu odsłaniają ostatnie włosy i tłumnie wylegają na czoła złoczyńców. Sztywne palce czule acz stanowczo obejmują śmiertelnie poważne Kałasznikovy. Wypełniające pomieszczenie powietrze stanęło w przerażeniu czekając na rozwój wydarzeń. Lecz bezwład ten nie trwa długo. Kryjówka bandytów zostaje nagle zagrożona gdy bezkształtna biało-szara masa rozrywa powietrze i z ogromną prędkością kieruje się prosto na nich. Już za późno na jakąkolwiek reakcję obronną, na jakikolwiek unik. Pędząca kula, niczym meteor, ciśnięty ku ziemi przez grawitację przeszywa dryfujące w powietrzu pyłki kurzu i z całym impetem rozbija się o metalową powierzchnię karabinu Jack’a. Potężna fala drgawek wstrząsa ciałem bandyty lecz nie wyprowadza go z równowagi. Oczy nagle kieruje ku miejscu, w którym doszło do incydentu. Drzemiącą ciszę przebudza słowotok. Kurwa, Steve, jebany gołąb nasrał mi na karabin. Ale się przestraszyłem – Jack odetchnął z ulgą. Zamknij się, kurwa, bo przez Ciebie nas znajdą. Natężenie słów Steve’a przebiegło przez pomieszczenie i słabnąc z każdym metrem wyleciało przez drzwi rozbijając się delikatnie o lewe ucho zaczajonego przy ścianie Max’a. Cholera, chyba coś słyszałem. To chyba jakieś szepty. Jeżeli mnie jeszcze słuch nie myli to te gnojki musza być za ścianą. Gdyby to był jakiś film to pewnie teraz bym znalazł jakiś kamień, rzucił do środka, a oni otworzyliby ogień. Ale to nie jest film. Żadnych kamieni tu, kurwa, nie ma. Nie ma jak to liczyć na pomoc losu. Chyba się za dużo filmów naoglądałem. Ja pierdole, i co teraz? Jak zwykle jestem zdany sam na siebie.. Czy główny bohater zawsze musi samotnie uwieńczać całą akcję? Nie wiem kto to wymyślił. Czy ja nie mogę być wyjątkiem i zrobić to z kolegami po fachu? Przynajmniej byłoby mi raźniej, a tak to musze załatwić ich samemu. Dobra, my tu sobie gadu gadu, a tu czas na moment, na który chyba wszyscy tak bardzo czekacie. Oczekujecie brawury? No to ją macie… I stało się. Max z pełn