Filip "Ogier Brzydki"
„Co ona? Psychopatka jakaś? Jasny gwint, czuję ciepło we włosach”
Filip natychmiast ruszył z kopyta.
-I o to chodzi, mój drogi! -pochwaliła go Kesja- Przysięgam, że to był pierwszy i ostatni raz. Potem będzie robił to Gacek, jak dalej będziesz odstawiał mi te numery.
„Ratunku! Gdzie moja księżniczka?”
~
Kesja męczyła się z nieposłusznymFilipem bardzo długo. Po próbie postraszenia go podpaleniem grzywy, już więcej się do takiej metody nie uciekła. Naprawę lubiła i szanowała zwierzęta, więc nie chciała zrobić mu krzywdy. Szkoda jej go było. Codziennie zastanawiała się, jak go podejść, żeby w końcu wywiązała się miedzy nimi więź. Ale on dopiero reagował, jak mu czymś groziła. Myślała, że Księciunio Gacek jej pomoże w ujarzmianiu go, ale husky nawet o tym nie myślał, żeby zawarczeć na upartego ogiera. Chciał się z nim bawić. Często przynosił mu kija, żeby go rzucił, a on mógł aportować. Kesja bardzo dziwiła się temu zachowaniu, bo Gacek to był bardzo mądry pies i powinien wiedzieć, że koń nie jest w stanie rzucić nawet trawy. Chętnie gdyby tylko mogła, pogadałaby z obojgiem. O co w tym wszystkim biega?
Kesja postanowiła poszukać jakiegoś zaklinacza koni z prawdziwego zdarzenia, żeby się zajął Filipem. Nie martwiła się o czas. Miała całe życie przed sobą.
Znalazła w jednej z wiosek, przez które przejeżdżała, starego mężczyznę, który znał się na koniach. Miał z nimi styczność już od niemowlęctwa, dlatego doskonale je znał i wiedział o nich praktycznie wszystko. Niejeden rodzic był mu dłużny, bo uratował ukochanego zwierzaka córki czy syna. Gdy zobaczył Filipa, nie posiadał się ze zdumienia. Kesja opowiedziała mu jego historię.
-To nietypowe, to naprawdę nietypowe- mówił do siebie, gdy oglądał ogiera ze wszystkich stron dookoła- Ten koń już się taki urodził. Mam na myśli wygląd – zwrócił się do Kesjii- Jego maść jest wyjątkowa.
- Widział już pan kiedyś takie coś?- Kesja zapytała zaintrygowana.
-Nie- zaprzeczył – ale wiem, jak wyglądają konie katowane, torturowane i w inny sposób okrutnie traktowane. Ten nie był „ubrany w dzieciństwie” jak to pani ujęła. On się już taki urodził -powtórzył – Najwidoczniej któreś z jego rodziców było takie ciapkowate, że tak wygląda.
-Ale dlaczego mieni się na niebiesko?- chciała wiedzieć Kesja- Przecież konie nie mają niebieskiej maści.
-Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Zapewne jest wynikiem jakiegoś eksperymentu. Wcale bym się nie zdziwił. Naukowcy są zdolni do różnych rzeczy. Mógł się też urodzić normalny, a oni wszczepili mu jakiś pigmentw skórę. To się wydaje sensownym wytłumaczeniem.
-Ale po co mieliby to robić?
-Nie wiem. Na to pytanie pani nie odpowiem. To już wiedzą tylko ci, co to z nim zrobili.
- A jego zachowanie? -Kesja postanowiła zadowolić się tym wytłumaczeniem i przeszła do meritum sprawy- Mógłby pan coś z tym zrobić?
-A, pewnie- Pociągnął konia za lejce-Pani pójdzie do domu – polecił Kesjii- Żona da obiad i poczęstuje czym dusza zapragnie, a ja się nim w tym czasie zajmę.
Gdy po obiedzie Kesja ucięła sobie miłą pogawędkę z żoną staruszka, ten wszedł do izby, gdzie się znajdowały i obie dziergały na drutach. Mężczyzna powoli nalał sobie zupy do talerza i nic nie mówiąc zaczął jeść. Kesja wpatrzyła się w niego wyczekująco. Staruszek pokręcił głową.
-Zastanawiam się, jaki ma pani z nim problem? Wydawałem mu rozmaite polecenia i wszystkie wykonywał od razu bezbłędnie.
-Ale mnie nie chce słuchać!
-Musi pani zrobić coś, żeby w końcu zaczął. Musi nabrać do pani zaufania.
-Staram się przecież jak mogę.
-Musi go pani w sobie rozkochać –staruszek zażartował.