Fallout, rozdział 5: Złomowo - część 1 - partia a
Jak zgnieciona w serowej pułapce polna mysz.
Lecz mimo to pies nie zamierzał zrobić krzywdy Blaine’owi. Zamiast tego zdawał się wręcz niezdrowo zainteresowany zawartością jego plecaka. Raz po raz szturchał „tornister” nosem, błyskając przy tym podnieconymi oczami i oznajmiając donośnymi szczęknięciami wszem i wobec, że nie odpuści, dopóki nie dostanie tego, co znajduje się gdzieś w jego mrocznych odmętach.
- Co cię tak zainteresowało, co? Wywąchałeś coś dobrego?
Blaine przyklęknął na jednym kolanie i zsunął plecak z ramion. Kiedy rozwiązał rzemienie i zajrzał do środka, pies niemalże oszalał. Skakał, merdał ogonem i strzygł uszami jakby był jedną z tych podekscytowanych widokiem Blaine’a dwugłowych krów.
Blaine sięgnął do środka. Macał, wymacywał i przetrząsał zawartość tobołka, aż w końcu natrafił na coś, co zdawało się spoczywać na samym dnie. To coś było zawinięte w parcianą szmatę umorusaną w tłuszczu i bynajmniej nie było zbyt przyjemne w dotyku.
Chłopak skrzywił się pod wpływem obrzydliwego uczucia. Kiedy wyciągał lekko już prześmiardnięte zawiniątko na zewnątrz, jego twarz przeszył upiorny grymas. Odsunął głowę i przez moment trzymał wysuniętą rękę jak najdalej od siebie.
Pies natomiast sprawiał wrażenie, jakby lada moment miał eksplodować ze szczęścia. Siedział teraz tuż obok Blaine’a, cały napięty i gotowy do przechwycenia smakowitego kęsa, kiedy tylko nadarzy się ku temu sposobność. Pysk miał zamknięty, spojrzenie czujne, zaś z kącika ust zdawała mu się ciec malutka strużka śliskiej śliny.
- Naprawdę masz na to ochotę?
- Hau, hau, hau! – pies zaszczekał i zakręcił się trzykrotnie wokół własnej osi. Jego długi, przypominający lisią kitę ogon prężył się w podekscytowaniu.
- Dobra, masz. Ja tego na pewno już nie zjem. To prezent od króla kloszardów. Może kiedyś go poznasz i będziesz miał możliwość mu podziękować.
Blaine rozwinął umorusaną, otłuszczoną szmatkę i wyjął z niej lekko już nadpsutą, lecz wciąż zachowaną w zadziwiająco dobrym stanie iguanę na patyku.
Rzucił ją na ziemię. Pies od razu podbiegał i stojąc na czterech łapach przechylił nieco mordę by pomóc sobie z włożeniem smakołyku do pyska. Niemalże połknął jaszczurkę w całości. Oblizał się, spojrzał na Blaine’a i ewidentnie miał ochotę na jeszcze.
- Niestety, nie mam już nic więcej. Będziesz dobry psem i pozwolisz Philowi wrócić do domu?
Pies raz jeszcze przekrzywił z zainteresowaniem łeb i spoglądając przez moment na Blaine’a, rozdziawił pysk i liznął go przyjacielsko w twarz.
Blaine wstał, odruchowo otrzepał kolana z drobnych fragmentów przywierającego do niego błota i powiedział: