Fallout, rozdział 5: Złomowo - część 1 - partia a
Kiedy Phil skończył, gdzieś nad głowami zebranych rozległ się donośny, zwiastujący zbliżającą się narowistą burzę grzmot. Blaine przez moment zastanawiał się, czy to on zdążył już zwariować po dwudziestu ośmiu dniach w świecie zewnętrznym, czy to raczej spowity żrącym atomem świat zewnętrzny dawno już utracił wszelkie zmysły.
Przedłużającą się ciszę przerwał drugi grzmot, a potem poszczekiwania bezpańskiego, nastręczającego okolicznej ludności problemów psa.
- Zrobi pan coś?
- Phil będzie bardzo wdzięczny za pozbycie się jego psiego problemu – wtrąciła strażniczka, a potem puściła zalotnie oko falując delikatnie ramionami. – Mi też byłoby to bardzo na rękę. Pięć dni tu sterczę i nic…
- Hau, hau!
- Na Boga, czego on chce?! – Phil odwrócił się w stronę psa i spoglądając nerwowo w kierunku nieba, raz jeszcze spróbował szczęścia zbliżając się do drzwi.
Naturalnie jak zawsze dotychczas i teraz rozległo się groźne powarkiwanie i biedny rolnik wymachując rękami rzucił się do odwrotu przypominając nieco zlęknionego szopa pracza, czym prędzej czmychającego na tylnych łapach.
- Dobra – stwierdził Blaine. – Trzeba coś zrobić. Mam kilka spraw do załatwienia, a tego tutaj ewidentnie nie można tak zostawić – puścił przepełnione premedytacją oko wymierzone w stronę powabnej policjantki. Ta jak gdyby delikatnie pokraśniała na twarzy i spuściła niewinnie oczy. – Nie można go po prostu ustrzelić?
- Kilian zabronił – odpowiedział Phil z automatu.
- No tak, a próbowaliście go czymś przekupić?
- Przekupić?
- Jakimś smakołykiem. Czymś dobrym. Wszystkie psy to łapczywe, przekupne żarłoki. Skoro waruje tu piąty dzień, to musi umierać z głodu.
- Może jadł, kiedy wszyscy spali? – zauważyła, słusznie zresztą, odziana w skórę z jaszczurki policjantka.
- Mam pewien pomysł – oświadczył Blaine po czym ruszył w kierunku psa.
Ku zdziwieniu wszystkich zebranych, zwierzak nie zaatakował Blaine’a. Nie ofukał go nawet, ani nie owarczał. Siedział w tej samej pozycji, co przy rozpoczęciu rozmowy i niuchał tylko namiętnie swoim czarnym, psim nosem.
Nagle jak wystrzelona z procy zielona, niedojrzała szyszka, rzucił się w stronę Kelly’ego. Phil wydał z siebie piskliwy krzyk przerażenia, zaś strażniczka Złomowa zakryła usta dłońmi i również zaczęła cienko popiskiwać.