Fallout, rozdział 5: Złomowo - część 1 - partia a
- Wygląda na to, że twój psi problem się rozwiązał, Phil.
Phil rzucił się na kolana pryskając na boki skawalonym grudami ziemi i całując ręce Blaine’a tryskał potokiem ckliwym, przepełnionych wdzięcznością słów:
- Och, dziękuję ci panie! Tak bardzo ci dziękuję! Teraz w końcu mogę wrócić do domu. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
- Kto by przypuszczał, że połasi się na taki ochłap – rzuciła nieco skonfundowana i chyba na swój sposób rozbawiona całą sytuacją policjantka.
Hmm… myślisz, o tym samym, co ja, Blaine?
- No właśnie, kto by przypuszczał? I chyba nawet wiem, jak go nazwę.
Podrapał psa za uchem. Piętrzące się nad mocno już pociemniałym niebem chmury zdawały się grozić sobie nawzajem za pomocą zagłuszających wszystko grzmotów. Gdzieniegdzie pojawiały się błyskawice. Nie czekający na pierwsze krople deszczu, Phil ruszył do drzwi z trzymanym w ręku niewielkim, miedzianym kluczem. Rzucił jeszcze lakoniczne „do widzenia i dziękuję!” po czym zatrzasnął drzwi jak gdyby bał się, że pies może jeszcze zmienić zdanie.
- To paranoik – podjęła policjantka towarzysząca Blaine’owi w jego krótkim spacerku do sklepu Killiana. – Ale w gruncie rzeczy miły facet. Dobrze, że ma ten problem z głowy. Dzięki za pomoc!
- Nie ma za co – odparł Blaine. – Wiesz może, gdzie tu można wynająć pokój na noc?
Oczy strażniczki rozbłysły w dobrze nam już znany sposób. Tak samo skrzyły się źrenice Martina, Garla, Aradesh’a i Tandi, kiedy wszyscy z nich dowiadywali się o czymś, co syciło ich wewnętrzne żądze.
Jednak Blaine Kelly tym razem nie widział oczu swojej interlokutorki. Policjantka, które nazywała się Sophie, wyjaśniła mu, że najlepszym miejscem do tego będzie noclegownia. Zasugerowała nawet pokój numer 1 – nieco droższy od innych, ale największy, najbardziej komfortowy i przede wszystkim z duuuużym, wygodnym łóżkiem.
Blaine podziękował skinieniem głowy i uśmiechnął się sam do siebie. Kiedy cała trójka zbliżyła się do wielobranżowego sklepu Killiana, w powietrzu unosił się zapach burzy, a woda miała lada moment lunąć z nieba sprowadzając na mieszkańców Złomowa niechciane kłopoty. Blaine i Sophie uścisnęli sobie dłonie. Ochłap – bo tak teraz brzmiało nowe imię psa, którego poprzedniego imienia nikt nigdy miał już nie poznać – szczeknął radośnie i kiedy tylko Sophie oddaliła się w stronę baraków strażników, Blaine założył się w myślach sam ze sobą stawiając pięć kapsli po Nuka-Coli, że cokolwiek nie wydarzy się jeszcze tego dnia, na końcu czeka go bardzo miła noc.
Ale jak to często bywa w świecie zewnętrzny, sarkastyczny los szykował jeszcze całe tony ciskanych w Blaine’a przeciwności. Przed nastaniem najbliższej nocy, czekały go jeszcze, co najmniej dwie.
Zaś każda z nich mogła zakończyć się rychłą śmiercią poszukującego hydroprocesora podróżnika i ponownym „osieroceniem” biednego Ochłapa.