Fallout - Rozdział 4: Najeźdźcy, cz. 2
Poza tym, posłałem do piachu jego ukochaną królową.
Muszę przyznać, iż MP9-tka spisywała się wyśmienicie. Trzy precyzyjne strzały okulawiły bestię. Dwa kolejne (wciąż pojedyncze) rozwaliły gruczoł jadowy w drobny mak. Zielono-złota, oleista posoka ściekała skorpionowi wzdłuż ogona. Potem zamykając jedno oko, przytuliłem broń do siebie i mierząc nad wyraz dokładnie wypaliłem czterokrotnie w skołowany, spoglądający na mnie pysk.
Raz jeszcze stałem się bohaterem. Tandi w przypływie niepohamowanej wdzięczności rzuciła mi się na szyję. Przez moment wisiała na niej. Muszę przyznać, że jej czarne oczy przypominały najcenniejsze w świecie perły. Podziwialiśmy siebie, potem podziwialiśmy truchło radskorpiona, a na koniec zachodzące słońce. Byłem przekonany, iż w nocy odbiorę sowitą nagrodę.
Oczywiście zamiast gorącej, żądnej seksualnych uniesień dziewczyny o południowym temperamencie, czekała na mnie gorycz, rozczarowanie i PipBoy. Rozpaliliśmy niewielkie ognisko. Zjedliśmy solone kawałki suszonej cielęciny (bramininy?) i kiedy mieliśmy już dosyć, legliśmy do współdzielonego śpiwora.
Gdy tylko Tandi ułożyła się wygodnie, delikatnie, badawczo położyłem jej rękę na udzie i zacząłem z wolna przesuwać w stronę pokrytego miękkim i przyjemnym ciałem biodra.
Mała dziwka nie zadała sobie nawet trudu na odrobinę pozorów. Odwróciła się z prędkością atakującej pantery. Zmierzyła mnie oburzonym spojrzeniem i wypaliła: „nie jestem taką dziewczyną, koleś. Znajdź sobie bramina, albo coś”.
To było wszystko. Odwróciła się, wypięła tyłek i obrażona na mnie i na cały świat zasnęła, albo przynajmniej udawała, że śpi.
Po tym wszystkim, co dla niej zrobiłem. Mała, wredna, rozpieszczona pizda…
A gdyby tak wpakować jej coś innego? Np. kulkę w łeb. Nikt by się nawet nie zorientował. Nikt nigdy by się nie dowiedział…
Nie. Nie mogłem tego zrobić. Chyba powoli tracę rozum. Muszę wziąć się w garść. Muszę… być… silny. Mam tylko nadzieję, że przed końcem tej historii nie stanę się taki jak Garl.
Nigdy nie stanę się taki jak Garl…
19
Blaine Kelly został przywitany w Cienistych Piaskach jak prawdziwy bohater. Jak heros albo legendarny pół-bóg, któremu ludzie z wdzięczności stawiają pomniki i wywieszają tabliczki upamiętniające jego czyny.
Aradesh był wniebowzięty. Na widok jedynej i ukochanej córki – powracającej w końcu w jednym kawałku – niemalże nie zsikał się w poły swojego drelichowego habitu. Obściskiwał Blaine’a, sypał pochwałami i podziękowaniami. Dał mu pięćset kapsli i można powiedzieć, że gdy Tandi zaczęła opowiadać wszystkim o tym jaką to nieeeesaaaamoooowiiiitąąąąą przygodę przeżyła, nawet ten podszyty tchórzem świszcz, Seth, zdawał się być zadowolony.