Fallout - Rozdział 4: Najeźdźcy, cz. 1

Autor: AS-R
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Na koniec sołtys przyszpanował włócznią. Oczywiście opowiedział nam tę samą historię, którą słyszała już cała wieś. Wziąłem ją od niego (włócznię) w obawie, by się nie skaleczył i nie zaraził tężcem.

            Ostrze dzidy bardziej przypominało harpun, aniżeli regularny grot włóczni. Na szczycie miało ostre zęby, było o dziwo dobrze wyważone, a gdzieniegdzie gromadziła się chropowata rdza. Dzięki Bogu tuż przed wycieczką do świata zewnętrznego, główny lekarz Krypty poddał mnie wszelkim niezbędnym szczepionkom (między innymi na wspomniany wcześniej tężec).

            Wraz Ianem udaliśmy się do obozu Chanów. Musiałem obmyślić jakiś sensowny i podstępny plan, który oszczędzi mi rozlewu krwi – przynajmniej mojej własnej. Jatka w centrum kontrolowanej przez najeźdźców strefy byłaby czystym samobójstwem. Cóż, jestem przekonany, że uda mi się coś wymyślić po drodze.

            Na odchodnym rzuciłem przerażonemu i zmiękłemu mocno Seth’owi:

            „Słyszałem, że ten Garl to niezła świnia. Kto wie, co teraz tam robią twojej dziewczynie… znaczy się, Tandi. Mam nadzieję, że uda mi się ją odbić i wróci do ciebie w jednym kawałku. Nie mogę jednak nic obiecać”.

            Przerażony i zmiękły Seth pokraśniał na twarzy zaciskając mocniej palce na kolbie czegoś, co niegdyś było Winchesterem. Miałem wrażenie, że nasrożył się i stężał z trudem kontrolując emocje.

            Pozostawiając za sobą Cieniste Piaski tryskałem wyśmienitym humorem. Potem jednak miałem problemy z obmyśleniem planu. Słońce prażyło, nocą wymroziło mi stopy, a na dodatek Ian działał mi na nerwy. Chyba nie potrafiłem podróżować w towarzystwie. Nim minęły pełne dwadzieścia cztery godziny marszu (obóz Chanów znajdował się w odległości półtora dnia na południowy wschód od Cienistych Piasków) byłem już naprawdę straszliwie wkurwiony i nieustannie złorzeczyłem wszystkim za ten stan rzeczy odpowiedzialnym.

            Lepiej żebym szybko coś wymyślił. Inaczej Chanowie pomogą mi się uspokoić na wieki wieków.

 

16

 

            Obóz Chanów przypominał nieco Cieniste Piaski: oczywiście znacznie na mniejszą skalę, jednak analogie aż nazbyt rzucały się w oczy nieco abstrakcyjnemu umysłowi Blaine’a. Był to jedyny obiekt wzniesiony ludzką ręką w promieniu wielu mil. Dookoła rozpościerała się napromieniowana, rozpalona pustynia wysysająca życie ze wszystkiego, co jeszcze śmiało w tym post-apokaliptycznym bagnie zachować jego resztki. Sam Garl, tak jak Aradesh, zamieszkiwał w największym (w przypadku obozu Chanów jedynym) domu w okolicy. Co prawda nad domem tym nie unosił się zachęcający zapach pieczonych iguan i opalanych na rożnie psów. Zamiast tego dało się słyszeć przeraźliwe krzyki i jęki torturowanych i brutalnie bitych ludzi. Dookoła siedziby Garla, zamiast pomniejszych domków z otynkowanej białą warstwą izolacyjną, rozstawiono kilka zmaltretowanych namiotów. Tworzące prowizoryczne - acz wyjątkowo dobrze trzymające się na lekkim wietrze – konstrukcje wykonano chyba ze skór braminów. Wyglądały na grube i względnie bezpieczne. Gdzieniegdzie tylko zszywano je równie grubymi nićmi. Całość zaś pokrywała astronomiczna warstwa brudu.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
AS-R
Użytkownik - AS-R

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-02-27 21:39:56