Fallout - Rozdział 4: Najeźdźcy, cz. 1
Blaine nie mógł wyzbyć się wrażenia, że Ian wygląda jak ciota. Mimo to, tak jak z dredami, uwagę tę również zachował dla siebie. Nie zachował natomiast stu kapsli, które Iana zainkasował od niego pieczętując dżentelmeński kontrakt na wspólne wyprawy, dzielenie się łupami i kobietami.
- Jasne, że mam plan, Ian – odparł Blaine uśmiechając się sam w sobie podstępnie. – Mam taki plan, jakiego nie wymyśliłby nikt inny!
- Bo wiesz – ciągnął Ian nieco niepewnie, asekuracyjnie, co zupełnie nie pasowało do fizjonomii jego twarzy – niespecjalnie uśmiecha mi się włażenie wprost do obozu Chanów. To są naprawdę groźni ludzie. Cholernie groźni…
Na to właśnie liczył Blaine. Zalegające na dyskach bibliotecznych komputerów podręczniki psychologiczne i te traktujące o krasomówstwie jednogłośnie stwierdzały, że groźni ludzie są groźni z reguły ze względu na swoje rozbuchane żądze. Zaś największą i najbardziej deprawującą żądzą była oczywiście chciwość. Chciwość, a zaraz za nią strach przed tymi, którzy byli groźni nawet dla groźnych ludzi pustyni.
- Spokojnie. Złożę im taką ofertę, że nie odmówią. Zobaczysz, kwadrans i zabieramy stamtąd Tandi. Aradesh będzie zachwycony. Wypłaci nam kupę forsy.
Ian przyjął wywód Blaine’a skinieniem głowy. Obaj ruszyli na południe w stronę obozu Chanów. Blaine nie musiał już wyładowywać się na kamieniach. Miał świetnie przygotowany fortel i jeśli wszystko pójdzie tak, jak sobie zaplanował, Tandi na pewno mu nie odmówi. To prawda, zgodził się z podszeptującym do niego głosem własnej podświadomości, gdzieś w głębi siebie chciał, żeby to wszystko potoczyło się właśnie tak. Chuj mógł strzelić Seth’a, Aradesh’a i całe te Cieniste Piaski. Ale Tandi. Ach, Tandi była warta małej gimnastyki. Ośmieszy dowódcę straży Cienistych Piasków hańbiąc jego pozycję i obnażając niekompetencję. Zyska przychylność sołtysa, zarobi przy tym sporo forsy, a jego córka… No i oczywiście Blaine był znacznie inteligentniejszy niż cała ta okoliczna hołota i z wolna wyzbywał się wszelkich skrupułów moralnych. Co właściwie mogło mu zrobić kilkoro najeźdźców?
Poza tym miał asa w rękawie. Spojrzał na kroczącego obok Iana. Potem zaczął pogwizdywać z zadowolenia.
15
Dzień osiemnasty