,,Dziewczynka z Akapi"
Kajlena obudziła się równo ze wschodem słońca, dokładnie o tej samej godzinie o której wstaje chcąc iść do szkoły. Ale dzisiaj nie miała zamiaru nigdzie iść. No może na grób ojca. Musze wam również powiedzieć, iż w Akapii po śmierci bliskiej osoby dzieci nie chodziły do szkoły przez kilka następnych dni. Podobnie, jak jej matka poprzedniego dnia, podeszła do okna i zaczeła rozmyślać. Co się z nimi teraz stanie? Czy mama znajdzie jej ,,nowego’’ tatę? Jej twarz wykrzywiła się. Jej mama NIE MOŻE się orzenić. Otworzyła drzwi i wyszła na dwór. Uderzyło w nią poranne powietrze. Było bardzo żeśkie i pachniało tak jak pachnie ciepłe listopadowe powietrze o 4 rano. Było lekko chłodne i Kajlena poczuła że rozbudziła się zupełnie. ,,Głupotą byłoby tak stać w nieskończoność’’-pomyślała i ruszyła pędem przed siebie. Zewzględu na wcześną porę była obfita rosa
-Gdzieś ty była?! Dół twojej sukienki jest cały mokry-Kajlena ze spuszczoną głową słuchała nagany- Wytłumacz się i to natychmiast!
-Na dworze była taka piękna pogoda, a ja nie mogłam usiedzieć na miejscu, więc poszłam pobiegać.
-O świcie?-twarz kobiety nie wyglądała na zadowoloną.
-Mamo musisz zrozumieć, że nie chce mi się siedzić całymi dniami w domu. To mużące-jej głos był dość żałosny.
-Wiem i dlatego postanowiłam, że polecimy do Stokrotki na małe wakacje.
-Naprawde-niedowierzała.
-Tak,polecimy na ptakach, kożystając z ich odlotu do Boryki. Wrucimy za jakiś czas. Wprawdzie widziałaś już moją rodzinę, ale wątpię byś ich poznała. Byłaś wtedy taka malutka.