Sierota
Sierota
Na jej twarzy od dawna nie pojawiał się uśmiech, teraz już prawie nigdy. Ciągle płacze, najchętniej siedziała w swoim ciemnym pokoju zamknięta na cztery spusty. Biedna, załamana, niedługo wpadnie w depresję. Nikt jej nie pociesza, bo nikt nie może do niej dotrzeć. Ona nie oczekuje od nikogo pomocy, woli samą siebie, teraz już nikogo nie potrzebuje… Od kiedy wydarzył się ten nieszczęśliwy wypadek, w którym zginęli jej rodzice albo przesiaduje u siebie albo na cmentarzu. Mieszka u ciotki, która zgodziła się ją zająć. Dziewczyna ma piętnaście lat, w szkole też nie układa jej się najlepiej. Rówieśnicy ciągle jej dokuczają, boi przejść się szkolnym korytarzem, aby nie zostać obluzgana kolejnymi przezwiskami. Nie ma już tych osób, które były jedynym szczęściem dziewczynki. Wszystko jest takie przykre, ciocia się stara jak może, ale w tym sęk, że może bardzo mało może. Chciała pójść z siostrzenicą do psychologa, ale ta nawet nie chciała o tym słyszeć, ostatnio prawie przestała jeść. Jak tak dalej będzie to mała wyląduje w szpitalu. Ciotka namawiała ją na wspólne zakupy, na chwile rozrywki, ale nastolatka nie mogła myśleć o chwilach radości, kiedy rodziców nie było już wśród żywych. Ciągle wpatrywała się w zdjęcie całej trójki… Tęsknota nasilała się z dnia na dzień. Wszystkie tematy, których i tak było mało schodziły na jeden temat, rodziców sieroty… Powoli to nawet siostra zmarłej kobiety przechodziła gorsze chwile. Niektórymi czasy zastanawiała się nawet czy nie oddać dziecka to przytułku, ale nie mogłaby zrobić czegoś takiego siostrze. Tej biednej dziewczynie trzeba pomóc, wtedy to już całkiem znienawidziłaby wszystkich i wszystko dookoła. Ciocia też musiała pracować a bała się zostawiać piętnastolatkę w domu kiedy ta zaś miała wolne od szkoły. Skargi sąsiadów na zbyt głośną muzykę stały się codziennością… Z czasem i pokój dziewczyny zaczął przypominać coś z horroru, cały czarny, na ścianach obrazki diabłów, na ciemnych meblach pozapalane świece… Padły podejrzenia, że sierota zaczęła przynależeć do jakiejś sekty, które na szczęście okazały się tylko plotkami.
Tej feralnej nocy ciotka mocno spała, przez ostatni czas brała tabletki nasenne, które pomagały uporać się z problemami. Dziewczyna miała wszystko zaplanowane, planowała to od dłuższego czasu. Jest słaba, chciała się poddać. W przygotowany wcześniej plecak włożyła znicze, kwiaty, zapałki i ostry, duży kuchenny nóż. Ubrała się cała na czarno, ale gustownie, jakby wybierała się na pogrzeb. Wymknęła się z domu. Szła już spory kawałek, na ulicach panowała zabójcza pustka, szare drogi oświetlały przyuliczne latarnie. Wszystko pasowało do wydarzenia, które miało się wkrótce zdarzyć. Minęło kilka minut zanim doszła tam gdzie chciała dojść. Otworzyła bramkę, aby wejść na cmentarz. Po zimnych, zmarzniętych polikach poleciały łzy, wyłoniła wzrokiem grób swoich rodziców. Pomodliła się. Zapaliła znicze, chciało jej się krzyczeć, lecz nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa. Obok zniczy postawiła kwiaty i wpiętą w nie karteczkę. Wyciągnęła nóż. Ogarnął ją płynący z góry chłód. Poczuła na sobie zbuntowane krople deszczu. Jeszcze raz odmówiła modlitwę i zrobiła to. Nie była silną dziewczyną, poddała się wbijając nóż prosto w serce…
Rano znaleźli ją ludzie, policja poinformowała ciotkę zmarłej dziewczynki, która miała przy sobie dokumenty. Na karteczce przypiętej do kwiatów dziewczyna pisała, żeby ciocia się nie martwiła, że teraz wszystko będzie dobrze, a dziewczyna odnajdzie szczęście przy rodzicach….