Dziewczynka w czewonej sukience
Władysław Zawadzki, mimo tego, że nie był wykształcony to swój rozum miał. A ksiądz mu otworzył oczy na rzeczy, które czuł, a od siebie odsuwał. Zdawał sobie jednocześnie sprawę, że na świecie nie wszystko da się wytłumaczyć. Przy tym był osobą wierzącą i praktykującą. Niedzielna msza dała mu ukojenie, a proboszcz zbierając tacę spojrzeniem dodał mu otuchy.
Zawadzki powiedział sobie, że nie może tego tak zostawić. Dziewczynka tak mu się zmaterializowała, że wiedział, jeżeli ma jej pomóc musi wiedzieć, kim ona jest. Wiedział, że jest obca, ale czy aby na pewno? Tak sobie założył, teraz miał wątpliwości i postanowił to sprawdzić. Z natury był dobrym człowiekiem – chciał pomóc dziewczynce i sobie, gdyż chciał spokojnie spać i bez obaw chodzić na cmentarz.
Był już październik i Zawadzki poszedł do miejscowego nauczyciela historii Pana Wojciecha Gawędzkiego. Nauczyciel zaintrygowany potraktował sprawę Zawadzkiego, jako wyzwanie badawcze. Doszedł do wniosku, że dziewczynka to jakaś błąkająca się dusza, która potrzebuje pomocy, a może sprawiedliwości, bo za mała, aby być mordercą, za duża na śmierć bez ostatniego namaszczenia, a w wypadku też nie mogła zginąć gdyż nie kołatałaby się po tym świecie i prosiła pomocy i to akurat Zawadzkiego.
Gawędzki powiedział, że wybrała sobie Zawadzkiego, bo na cmentarz przychodzi wielu ludzi, a ona pokazała się właśnie jemu. Może jednak nie była obca, ale wręcz byli spokrewnieni. W Gawędzkim obudziła się żyłka detektywa, a w kryminałach zaczytywał się w młodości.
Zawadzki w pamięci wielokrotnie odtwarzał sobie z pamięci scenę z cmentarza. Gdy rozmawiał z Gawędzkim nie zwrócił na to uwagi, a teraz przypomniał sobie, że dziewczynka miała wzrok zwrócony na cmentarz prawosławny, dlaczego? W Wasilkowie było wiele rodzin mieszanych. Ludzie żenili się między sobą i może ona byłą też z mieszanej rodziny i wędrowała po obu cmentarzach. Postanowił powiedzieć o tym Gawędzkiemu. Wykręcił numer telefonu – był wieczór nauczyciel był w domu. Ucieszył go głos zawadzkiego i powiedział, że myśli tak jak Pan Władysław.
Zawadzki nie interesował się nigdy historią i nie czytał kryminałów jak Gawędzki, który to właśnie podsunął mu pomysł, aby przejrzał stare rodzinne zdjęcia. Dawno tego nie robił. Coś go natknęło – przecież znał te zdjęcia, ale pomyślał, że żona z momentem jak przekroczyła progi jego domu też wniosła tak jakby w wianie stary album z rodzinnymi zdjęciami i właśnie na nim zatrzymał się jego wzrok. Oboje żoną urodzili się tuż po drugiej wojnie światowej. Przeciętna pamięć ludzka sięga najczęściej trzeciego pokolenia, co było wcześniej jest na ogół nieznane – tak Zawadzkiemu powiedział Gawędzki. Gdy zbliżał się do końca oglądania albumu żony zaniemówił – zobaczył dziewczynkę wraz z rodzicami. To ona zdjęcie było opatrzone datą – 1907 rok. Już wiedział, że to ona, Ale kto to jest. Aniela długo się zastanawiała i nie wiedziała. Zdjęcie było przyklejone. Zawadzki je odkleił i tak jak przypuszczał na odwrocie znalazł odpowiedź na swoje pytanie. Napis brzmiał: Bronisław i Jadwiga Wilczewscy. Zawadzki nadal nie znał imienia dziewczynki, ale znał personalia rodziców – miał pewność, że to rodzice i córką.