Fragment czegoś, co jeszcze nie ma tytułu. "o miłości i wolności"
Cmok. Mateczka kochana. Zawsze wybroni. Mmm, słodka, pyszna kawa z tłustym mlekiem. Ciastko z bitą śmietaną. Dzieło rąk mojej Mateczki. Zwykłe nic. Tylko pokarm. Ale daje dużo przyjemności. Słodkie poprawiło mi humor. Coraz mniej czuję się niezrealizowany. Z każdym kęsem coraz mniej niedoskonały.
Krok-tup, Krok-tup. Krok-krok-tup-tup. Uroczy dźwięk. I zapach lasu z każdym tupnięciem. Las, chciałbym być w lesie teraz. Zamknięty w domu, przedmieścia wielkiej metropolii z betonu i marzę o lesie. Z iglakami, z paprociami, z grzybami. Szelest liści i trzask łamanych gałęzi przy każdym kroku. Cisza i spokój. Ptaków śpiew. I jakaś piękna leśna nimfa, wychylająca się zza drzewa. Długie, rude włosy, opadające po jej ramionach i plecach. Kształtem przypominające spokojne morze. Naga. I patrząca na mnie zielonymi oczyma. Jej skóra blada – bo w lesie nie ma słońca. Gładka. Zaspokajająca potrzeby zagubionych leśnych wędrowców. Sypiająca z wilkami. Rozumiejąca wiewiórki. Wrażliwa. I brudna Mieszkając w lesie musiałaby być brudna. Albo nie... las, a w lesie strumyk. Strumyk z wodospadem, pod którym co rano zanurza ona swe ciało, moczy włosy, zamyka oczy, otwiera usta. Stop. Ile można stać na schodach? Koniec. Ta wyobraźnia czasem mnie męczy. Zadzwonię do Anny. Mojej domowej nimfy, pięknej i kochanej. Będę się z nią kochał i wyobrażę sobie las, wodospad i burzę rudych fal. Dlaczego ona jest blondynką? Może dałaby się przekonać na zmianę koloru?
Anna. Moja ukochana muza. Potrafi godzinami siedzieć ze mną, i słuchać moich przemyśleń. Jak ja to cenię. Nikt nie potrafi tak milczeć jak moja Anna. Jest dla mnie doskonała. Długo szukałem takiej kobiety jak ona. Anno, potrzebuję Cię teraz. Przyjedź, pomóż mi w pracy. Nie mogę się skupić, pomóż biedakowi rozładować emocje, które zaprzątają jego umysł. Anno, wsiadaj na rumaka i przybywaj. I może by tak u mnie została jak rodzice wyjadą? Szalone noce, spokojne dni. Ja będę pracował, ona będzie milczeć. Czy jej milczenie do czegoś ją doprowadza? Co daje to, że słucha i nic nie mówi? Może ona myśli o tym, co jej mówię i analizuje to w swoim umyśle, co też ją doprowadza do doskonałości? Ona kradnie moje myśli! Kradnie moje pomysły! Udoskonala się moim kosztem! Anna! Zaraz... może tak ma wyglądać miłość, że nawzajem pomagamy sobie dążyć do tego upragnionego celu? Do ideału. Ona daje mi spokój i wyciszenie, ona pozwala mi skupić się na rzeczach najważniejszych. Powoduje, że czuję ciepło. Że czuję się bezpieczny. Że wiem, iż mam oparcie. Daje warunki do myślenia. Czym byłoby myślenie w nieodpowiednich warunkach, gdyby moje myśli krążyły jeszcze wokół jakichś innych celów? Niczym. Nigdzie by mnie to nie zaprowadziło. Dziękuję, Anno. A ja w zamian za jej trud pokazuję jej moją, własną, wykreowaną przeze mnie drogę do doskonałości. Dzięki sobie nawzajem stajemy się lepsi. Anno, kocham Cię! Tak. Jestem gotów. Powiem jej to dziś. Co zrobić? Czym ją zaskoczyć? Rodzice jadą o północy. Tak. Anna przyjedzie na kolację. O 23.30 zamówię jedzenie. Myśl, człowieku, co Anna lubi? No myśl! Ona tak mało o sobie mówi! Kurwa! Kocham ją za milczenie, ale nic o niej nie wiem. Wszystkie kobiety lubią spaghetti! Wszyscy lubią spaghetti. Aaa... to takie mało wykwintne. Oklepane. A może tak mniej oficjalnie. Zamówię pizzę. Z kurczakiem, jak lubi. I ananasem i kukurydzą. Ona ją uwielbia. I wino. Wezmę z półki. I przynajmniej jak Ona nie odpowie, że też mnie kocha, to nie będzie obciachu. A jeśli faktycznie nie odpowie? Będę zdruzgotany. Będę czuł się jak kretyn. Za wcześnie jest może? Ale kiedy ja to zrozumiałem? Musze jej powiedzieć. A Ona musi mnie kochać. Po co by ze mną była? Musi. Widzę to w jej spojrzeniu. Czuję w każdym dotyku.