Dzień Ognika
spoglądał na niego. - Przeniosłeś się?! Skinął potakująco głową. - I co. Widziałeś coś? Ponowne skinięcie głową. - No powiedz nareszcie - zirytował się Jarek. - Ojciec. Rysy na twarzy Jarka stężały. - Naprawdę go widziałeś? - szepnął cicho. - Tak jak ciebie teraz. - Wiesz. Ja go wcale nie pamiętam. Opuścił nas, gdy miałem cztery latka. Mama spaliła wszystkie jego zdjęcia. Jak on wyglądał? - Wysoki, barczysty, w mundurze wojskowym. Ciemny wąsik. Jarek przymknął oczy. - Mówisz, że go nie pamiętasz. Jednak twoja podświadomość zachowała jego obraz aż zanadto dobrze. Rysiek opisał przeżytą scenę. Mięśnie na twarzy Jarka drgały. Nieobecny wzrok spoglądał gdzieś przed siebie. - Teraz już wiem czemu mam awersję do mundurów. - A szelki - spytała Kasia. - Jakie szelki? - Przecież nosisz szelki. Nigdy nie widziałam u ciebie paska. - Myślicie, że to z tego powodu? Skinęli potakująco głowami. - Kto następny na liście - spytał Kasia. - Ja - szepnęła Ewa - i chyba wiem, co to będzie. - Ludzie. Dajcie mi odrobinę wytchnienia. Muszę zapalić. Zaciągając się dymem, zastanawiał się co jeszcze dzisiejszego popołudnia może znieść. - Ewcia. Zaczynaj. Wszystko było jak w poprzednich przypadkach. Falujące ściany, mgła i lot w otchłań. VIII Stała nad mogiłą. Grabarze kończyli zasypywanie grobu. Została już tylko ona i jej starszy o dwa lata brat Andrzej. W przeciągu tygodnia opuścili ich rodzice. Najpierw ojciec postrzelony przez kłusownika. Teraz matka, której serce nie wytrzymało osobistej tragedii. Andrzej objął ją ramieniem. - Chodź Ewa. Wracamy. Do domu mieli pięć kilometrów. Stara leśniczówka stała z dala od najbliższych zabudowań. Bała się powrotu. Te stare ściany napełniały ją w tej chwili jakimś lękiem. Dom, który jeszcze niedawno tętnił życiem, wydawał się w tej chwili opuszczony. Przerażała cisza. Nawet ptaki ucichły. Te, które codziennie budziły ją swym śpiewem, teraz milczały pogłębiając ponury nastrój. Andrzej nie odzywał się słowem. Szedł obok niej zamyślony, zatopiony we własnych myślach. W domu rzucił tylko. - Idę do siebie. Poczym zniknął na pięterku. Poczuła się jeszcze bardziej samotna. Nie wiedziała jak sobie poradzi. Przecież ona skończyła dopiero podstawówkę a Andrzej uczył się w technikum. Nagle z góry dobiegł jakiś rumor. Podskoczyła na taborecie. Pobiegła do pokoju brata. To, co zobaczyła sprawiło, że na moment zamurowało ją w miejscu. Jej brat, jej kochany brat spoglądał na nią z góry z przekrzywioną na bok głową. Do belki poddasza przywiązany był pasek, na którym kołysał się jej ukochany braciszek. - Andrzeju! Nie! Tylko nie ty! - krzyknęła przeraźliwie podnosząc przewrócone krzesło. - Kochany! Nie zostawiaj mnie samej! Próbowała podnieść go za nogi, jednak jej wątłe, słabe ramiona nie dały rady. Pobiegła na dół po nóż. Chciała odciąć pasek. Ten był jednak za wysoko. Z rozpaczy miotała się po całej izbie. Nie wiedziała, co robić, kogo wołać na pomoc. W okolicy kilku kilometrów nie było żywej duszy. Wybiegła z leśniczówki w ciemny las. Drzewa tak dotychczas znajome, teraz napełniały lękiem. Szumiały groźnie, wyciągały macki swych konarów pragnąc zastąpić jej drogę. Z pobliskich moczarów przesączała się mgła, która wkrótce otuliła ją niebieskawym całunem. IX Rysiek spoglądał z podziwem na tę małą, niepozorną kobietkę przed nim. Skąd miała tyle sił by przejść przez to wszystko. - To było po pogrzebie mamy, prawda. - Tak Ewuniu. - Spodziewałam się. - Powiedz Ewa skąd w tobie tyle ciepła i optymizmu po tych wszystkich przejściach. - Trzeba było przecież żyć. - Podziwiam cię skarbie. Gdyż naprawdę Ewa była ich klubowym skrzatem. Ciągle uśmiechnięta, dla każdego miała czas, dla każdego przyjazne słowo. Nigdy by nie uwierzył w to, co przeżyła. Został już tylko on i Leszek. - Mnie chyba ominiecie. Po przeżyciu waszych horrorów nie mam ochoty na swój prywatny. - stwierdził Rysiek. - Oczywiście - z