Dzieci przeklętych
ć, właśnie szedłem do twojego domu.
- Nie! Nie do domu! - Zbyt gwałtownie zareagowałam. Musiałam się z tego wyplątać. - Nie do domu... Bo... Co ja bym tam robiła?
- Nie wiem. Uczyła się? Sprzątała? No ale miejsza z tym. Wracając...
Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie, odwróciłam się i zobaczyłam Jonathana. Spojrzałam szybko w wodę, by ponownie obejrzeć się do tyłu. Nie było go tam. Dziwne, przecież stał. Widziałam go. No cóż, to pewnie przez te czerwone oczy od płaczu, nie po raz pierwszy widziałam coś, czego nie ma.
- Mag? Maggie! Słuchasz mnie?! Dziewczyno, co jest?
- Tak? A tak! Słucham cię, masz rację.
- W czym?
- No... Dobrze, nie słuchałam. Możesz powtórzyć?
- Myślę, że dziś nie ma sensu. Może jutro jak będziesz zachowywać się normalnie.
Chłopak wstał i pożegnał się ze mną. Pocałował mnie w obolały policzek. Z bólu ścisnęłam pięści i zęby. Jednak w niczym to nie pomogło.
- Mmm... Gorący...
No jasne, a dlaczego nie zapyta co się stało? Patrzyłam jak chłopak odchodzi. Utkwiłam wzrokiem na jego plecach. Kiedy nie miałam już szans żeby go widzieć odwróciłam sie ponownie w stronę gdzie stał, a raczej gdzie nie stał Jonathan. Po chwili zorientowałam się, że to właśnie do tego miejsca doszłam z chłopakiem. Robiło się ciemno. Musiałam wracać do domu. Jutro szkoła. Nie mogłam sie doczekać aż się w niej znajdę. Może dlatego, że będzie tam Jonathan? Dla każdego to będzie wielkie zaskoczenie, ale bałam się, że chłopak zainteresuje się Cheyenne. Tak, była piękna, ale Jonathan wydawał się odpowiedni dla mnie. Bardzo mi się spodobał. Podniosłam się z mokrej trawy i ruszyłam w stronę domu.
- Maggie! Zaczekaj!
Usłyszałam za sobą nikogo innego jak Jonathana. Odwróciłam się z szerokim uśmiechem. Tego mi było trzeba. Chłopak podbiegł do mnie. Wyciągnął rękę, ja chętnie wsunęłam swoja dłoń w jego.
- Jonathan? Co tu robisz?
- Krótki spacer. Ale tak naprawdę wybierałem się do ciebie.
- Do mnie?
- Tak. Po spis książek.
- Podaj mi swój numer a ja ci wyślę SMS- em.
Chłopak podyktował mi swój numer. Tak bardzo się ucieszyłam, że już po jednym dniu zdobyłam jego numer.
- Dzieki, Mag.
Odpowiedziałam uśmiechem. Szybko jednak znikł kiedy znów przypomniał się mój czerwony policzek. Ogólnie byłam cała w siniakach. Często zmyślałam różne historie, kiedy ktoś pytał co się stało. Nie mogłam powiedzieć, że mój ojciec się nade mną znęca.
- Co się stało? Dlaczego twój policzek jest taki czerwony?
- A nic. Wpadłam przez przypadek na ścianę i się trochę optarł.
- Maggie... Nie wierzę.
- Ale mówię prawdę.
- Gdyby tak było nie podnosiła byś głosu. A twoje bajeczki są beznadziejne.
Faktycznie podniosłam głos. Nie zwróciłam na to uwagi, bo ktoś pierwszy raz powiedział co myśli, o moich kłamstwach. Patrzył głęboko w oczy próbując dowiedzieć się prawdy. Nic z tego, póki nie skończę 18 lat, nie mogę powiedzieć prawdy, w takim wypadku mój ojciec skończyłby w więzieniu a ja w domu dziecka. Chociaż.. Czy tam nie miałabym lepiej?
- Zarzucasz mi kłamstwo? Jak możesz! Nie znasz mnie!
- Mag, znam cię lepiej niż twoi rodzice!
- Nieprawda. A teraz żegnam. Wracam do domu.
- Chcesz tam wrócić?
- A dlaczego nie?
- Nic. Masz ochotę na spacer?
- Teraz? No... Dobrze. Nie śpieszę się.
Ruszyliśmy przed siebie. Nie zwracaliśmy uwagi na to gdzie idziemy, poprostu szliśmy. Nie rozmawialiśmy, w końcu zaczęło mi to ciążyć, więc zapytałam czy pójdziemy do lasu, to coś mu pokażę. W zasadzie nie chciałam tam iść. Nie panowałam nad tym, zapytałam go o to bez zastanowienia.
- W porządku. A co tam jest?
- Nic, poprostu lubię to miejsce.
Kiedy weszliśmy w głąb, okazało się, że jest tam ciemniej niż przypuszczałam. Rozejrzałam