Dzieci przeklętych
się, żeby po charakterystycznych znakach dojść do miejsca gdzie przywidział mi się cmętarz. Trafiłam tam bez większego problemu. Jedynym zaskoczeniem było to, że cmętarz tam był!!! Ale jak to możliwe?! Byłam tu kilka godzin temu! Może pomyliłam drogi? Nie, wiem, że szłam tak jak tym razem! To mnie przerastało.
- Lubisz cmentarze? - spytał zaskoczony chłopak, uśmiechał się delikatnie i podszedł do pierwszego grobu. - To musi być ciekawa rozrywka.
-Chodźmy stąd. To nie najlepsza pora na odwiedziny cmętarza.
- Mag! Chodź i zobacz. Tu są pochowani jacyś ludzie!
Chłopak zauważył moje wahanie. Szczerze mówiąc żałowałam, że wyskoczyłam z tym pomysłem. Co jeśli chłopak miał jakąś kryminalną przeszłość? Tak naprawdę nic o nim nie wiedziałam. To, że znałam jego imię o niczym nie znaczyło. Mógł je wymyśleć. W każdej chwili... Nikt nie wiedział gdzie jestem, z kim jestem i co robię...
- Nie bój się. Przecież nic ci nie zrobię. Mag? Boisz się mnie? Tylko mnie czy każdego się tak boisz?
- Nie boję się. Kto tak powiedział?
- Nie? No to podejdź tu.
Nogi ugięły mi się z przerażenia, jednak podeszłam tam. Uniosłam brodę i ruszyłam w stronę grobu. Jonathan patrzył na każdy mój ruch. Obserwował moją reakcję. Stanęłam obok niego, ale patrzyłam mu w oczy, po chwili przeniosłam wzrok na tabliczkę z nazwiskiem zmarłych. Ledwo widziałam, było ciemno a tabliczka była zapewne stara a napisy się starły. Stanęłam na palcach, żeby zobaczyć ile grobów sie tu znajduje. Miałam nadzieję, że skoro jest w głębi lasu, będzie tu kilka starych pomników, jednak, ku mojemu zaskoczeniu było ich bardzo dużo! Nagrobki ciągnęły się jeszcze głębiej w las. Przeciskałam się pomiędzy ciasno położonymi grobami. Nie mogłam rozczytać nawet jednego nazwiska, wszystko było dla mnie jedną wielką zagadką. Podskoczyłam z przerażenia kiedy usłyszałam dzwięk dzwoniącego telefonu. Zwinnym ruchem wyciągnęłam go z kieszeni. Kiedy już naciskałam przycisk akceptujący rozmowę, telefon ucichł. Spojrzałam na mały ekranik: ,,Nieodebrane 11 połączeń'' Sprawdziłam kto się do mnie dobijał. David, Noelle, Cheyenne, Ariana i ojciec. Oddzwoniłam do przyjaciółki. Odebrała już po pierwszym sygnale.
- Mag?! Gdzie jesteś? Maggie? Słyszysz? Gdzie jesteś?! Odezwij się! Stało się coś?!
- Noel, co się stało? Dlaczego jesteś zdenerwowana? Noel? Noelle?
- Mag? Słyszysz mnie? Gdzie jesteś? Przerywa coś.
- JESTEM W LESIE! NIEDŁUGO WRACAM. SŁYSZYSZ?
- Tak, wracaj natychmiast do domu! Wszyscy cię szukają! Martwimy się o ciebie! Wracaj, już po ciebie idę!
- Nie...
Rozłączyła się. A Jonathan?
- Tata? - spytał chłopak idąc w moja stronę.
- Nie, mój ojciec... Nie interesuje się moim życiem. To moja przyjaciółka Noelle.
- Musisz wracać?
- Tak - przeniosłam wzrok na inny punkt.
- To chodźmy.
- Okej. Zaraz będzie tu Noel. Jonathan?
- Taaak?
- Wrócimy tu jutro po szkole?
- Oczywiście. A tak na marginesie to te ,,jestem w lesie'' nie fajnie zabrzmiało.
Chłopak uśmiechnął się tak, że serce miałam niemalże w gardle. Powinien częściej sie uśmiechać, był przy tym taki uroczy. Zaśmiałam się cichutko i szukałam drogi do wyjścia. Nie zajęło mi to długo. Po dziesięciu minutach byłam już przy ulicy. Zobaczyłam postać biegnącą w naszą stronę. Noelle. Przyjaciółka podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła. Martwiła się o mnie. Usłyszałam jak cicho szlochała. Wyplątałam się z uścisku z zamiarem uspokojenia przyjaciółki i przedstawienia jej Jonathana. Obejrzała mnie od stóp do głów sprawdzając czy nic mi się nie stało. Odwróciłam się, a na twarz przykleiłam sobie przepraszający uśmiech. Specjalnie dla chłopaka, który musiał oglądać całą tą scenkę. Uśmiech znikł, aby przybrać zdziwiony wyraz twarzy. Chłopaka nie było. Kiedy poszedł? Jutro będzie musiał się wytłumaczyć. Teraz każdy będzie mi