Dzieci boże. Część 3
Martwił się o Daniela, który ostatnio wyglądał na coraz bardziej zamkniętego w sobie. A dzisiaj zupełnie milczał. Kręcił się bez sensu tam i z powrotem. I wtedy uwagę Kisielewskiego przykuło zamieszanie wśród mundurowych. Jeden z nich opierał się o drzewo i wymiotował. Nietrudno było zgadnąć dlaczego. Witaj w naszym świecie, młody, pomyślał bez cienia wesołości.
KWARANTANNA
dzień trzysta osiemdziesiąty czwarty
Wbiegał po schodach i niemal wpadł na zbiegającego z góry faceta. Szybko pokonał jeszcze dwa piętra i zaczął pukać do drzwi. Przez dłuższą chwilę nie było odzewu. Nie ma jej, pomyślał zły, a jednak zamek zgrzytnął i drzwi się uchyliły.
- Kamil? – zdziwiła się Baśka, ale gestem zaprosiła go do środka.
- Sama jesteś? – spytał, gdy zobaczył, że dziewczyna ma na sobie szlafrok. Nie pomyślał o tym. – Nie przeszkadzam?
- Adrian właśnie wyszedł – uśmiechnęła się. – Wchodź.
- Przepraszam, że tak nagle – mówił Kamil zdejmując kurtkę i buty. – Możemy chwilę pogadać? Wódkę mam…
- To chyba poważna sprawa – zaśmiała się. – Herbaty, albo coś?
- Mam sok do wódki. – Z podłogi podniósł torbę z którą przyszedł i ruszył do pokoju. Usiadł na fotelu, wyjął butelkę, karton soku i paczkę chipsów. Po chwili pojawiła się Baśka z tacą. Przyniosła wodę, kieliszki i szklanki.
- Ja poproszę drinka – oznajmiła i usiadła naprzeciwko niego. – No to co jest?
- Proza życia – oznajmił i nalał wódki sobie, a jej odmierzył ilość do drinka. Zignorował fakt, że pod rozchylonym szlafrokiem widzi jej fikuśnie przyciętą fryzurę intymną i szczegóły zakamarków, które przed chwilą penetrował Adrian. W innych okolicznościach to mogło by nawet być zabawne. W innych okolicznościach i w innym życiu. – W pracy mam straszny młyn, a w mieszkaniu piekło.
- Co znowu jakaś Weronika? – zaśmiała się.
- Nie. – Podał jej drinka, a sam wziął kieliszek. – W pracy mam nowego szefa, który chce się wykazać przed prezesami, więc nas ciśnie. Tyle nadgodzin, to jeszcze nie miałem. – Nie patrzył jej w oczy, ale kłamał gładko. – Zdrowie – powiedział i wypił. Odczekał, żeby złapać oddech. – A w mieszkaniu spać nie mogę, bo sąsiad-idiota remont robi i do północy hałasuje.
- Chcesz przenocować? – Pociągnęła solidny łyk ze szklanki. Właściwie to kilka łyków.
- Chętnie, jeśli to nie problem…
- Daj spokój – przerwała, a Kamil sięgnął po butelkę i nalał sobie jeszcze jeden kieliszek. Poczuł ulgę, ale i ucieszył się. Spodziewał się, że ze wszystkich ludzi to właśnie Baśka ze swoim lajtowym podejściem do wszystkiego zgodzi się na nocleg. A nawet sama go zaproponuje.
- Pizza? – rzucił od niechcenia i wychylił kieliszek.
- Eee, dobra – powiedziała i wstała. – Zamawiam.
Kamil odetchnął z ulgą – ale fałszywy uśmieszek zniknął mu z twarzy – na tyle, na ile mógł poczuć ulgę po tym, jak zabił tamtego dzieciaka. Nie chciał tego, ale stało się. Po co uciekałeś gówniarzu? Nie chciałem cię zabić!
BEZSILNOŚĆ
dzień trzysta osiemdziesiąty dziewiąty/trzysta dziewięćdziesiąty
Noc. Kisielewski z trudem stawiał kolejne kroki na klatce schodowej. Próbował sobie przypomnieć dlaczego miał nie pić, ale jego umysł nie chciał… Zapomniał o czym myślał i skupił się na poręczy, dzięki której jeszcze nie upadł.
W końcu dotarł pod drzwi, wyjął klucze, ale żaden nie pasował. No, co jest z tym zamkiem?, pomyślał. Nieoczekiwanie usłyszał, że zamek się otwiera. Czary? W świetle padającym z mieszkania zobaczył żonę. Popatrzyła na niego i odwróciła się. Wszedł do środka i podjął próbę zdjęcia butów. Szafka dająca oparcie była bardzo pomocna.