Dzieci boże. Część 3
- Martwiłam się – burknęła żona. Podniósł na nią wzrok, nadal siłując się ze sznurowadłem. Popsute tak samo, jak zamek pomyślał i powiedział bełkotliwie:
- Pszesiesz jesem.
- Aha. Pijany, jak świnia.
- No so ty…
- Miałeś już nie pić! – wybuchnęła. – Obiecywałeś tyle razy!
Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł dobrać odpowiednich słów. A może nie mógł zebrać myśli? Żona najwyraźniej mogła:
- Popatrz na siebie…!
- Nihsie nie wisę lusra – zaśmiał się. Zamiast walczyć z butami zajął się kurtką. Też zepsuta?
- …ciągle to samo! Mam tego dosyć! Dosyć! – odwróciła się i zniknęła mu z oczu.
JANINA
dzień trzysta osiemdziesiąty czwarty
Po pierwszym szoku i słowach „jak to nie żyje? Co pan gada?” było niedowierzanie. Potem nastąpiła rozpacz, po której nadeszło odrętwienie. Tyle matka – siedziała teraz w drugim pokoju, po tym jak ratownik z pogotowia, które już odjechało, zaaplikował jej głupiego Jasia. Ojciec przyjął to troszkę lepiej.
- Co się właściwie stało? – spytał łamiącym się głosem. Chusteczką wycierał nos. Oczy miał opuchnięte od płaczu.
- Państwa syn padł ofiarą pedofila – oznajmił Kisielewski.
- O Jezu… - ukrył twarz w dłoniach. – Jak… Dlaczego…?
- Właśnie staramy się ustalić pewne fakty.
- Złapiecie go?
- Tak – włączył się Daniel – ale sami nie damy rady. Proszę nam pomóc.
- Jak?
- Proszę udzielić nam informacji… Po pierwsze, czy Jasiek sam chodził do szkoły? – spytał Kisielewski. O ofiarach wolał myśleć „oni”, a takie pytania formułować „czy dziecko samo chodziło do szkoły?”, ale nie tym razem.
- Nie, nie sam, z teściową, no z babcią.
- A wczoraj?
- No wczoraj akurat nie – głos znowu załamał się ojcu. – My z żoną zbyt późno wracamy z pracy, a babcia wczoraj… Nie wiem… – mówił z trudem powstrzymując płacz. – Chyba poszła na pogrzeb koleżanki, czy coś.
- Czyli gdyby babcia akurat nie poszła na ten pogrzeb, to Jasiek nie wracałby sam? – dopytał Kisielewski.
- No tak właściwie zawsze z nim chodziła, tylko wczoraj…
Przerwał im huk. Kisielewski odwrócił się akurat, żeby zobaczyć, jak starsza kobieta upada na podłogę.
- Janina! – ojciec zerwał się z krzesła. Daniel też nagle się ożywił. Był najbliżej, pochylił się nad staruszką.
- Nie oddycha – zawyrokował po chwili i natychmiast rozpoczął reanimację. – Dzwoń po karetkę!
Kisielewski już miał w ręku telefon i czekał na połączenie. Cholera, pomyślał parząc na wysiłki Daniela, tak zajęliśmy się rozmową, że nikt nie słyszał jak weszła do mieszkania. To musiał być ten stukot, co pomyślałem, że to matka w drugim pokoju. Niech to szlag, za dużo usłyszała…
PRZERAŻENIE
dzień trzysta osiemdziesiąty dziewiąty/trzysta dziewięćdziesiąty
Dzieciaki jeszcze spały. Daniel też – i wstanie nieprędko.
Tym razem to Julita nie mogła zasnąć. Martwiła się o męża.
Odkąd zaczął pracować nad tą sprawą, stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie. Owszem, nigdy nie mówił o pracy, ale teraz był to temat absolutnie zakazany. Pamiętała, że najpierw zaczęły się problemy ze snem, a jak już zasypiał, to mamrotał pod nosem. Stąd dowiedziała się, że sprawa dotyczy pedofila-gwałciciela.
A potem… Zaczęła bać się o Daniela. Nadal mówił przez sen, tylko że zaczął grozić temu pedofilowi śmiercią. A kiedy zestawiała to z jego codzienną zaciętą miną, to była pewna, że jest w stanie to zrobić. Miała tylko nadzieję, że się opamięta, chociażby przez wzgląd na dzieci. Chętnie by z nim o tym porozmawiała, ale przy ostatniej próbie z jej strony strasznie się zdenerwował. Mogła tylko być przy nim, ale nie ułatwiał jej tego. A teraz na dodatek wrócił tak strasznie pijany. Nie wiedziała co przyniesie przyszłość, ale bała się tego coraz bardziej, a lęk zastępował jej wcześniejszy optymizm.