Drzewo Wisielców
Lato tak szybko jak przyszło, tak też zaczynało odchodzić. Słońce coraz częściej ustępowało miejsce deszczowym chmurą. Jesień zaczynała być wszechobecna, taka sama jak zawsze - chłodna i ponura.
Zajęcia fizyczne zostały przeniesiona na salę gimnastyczną. Chyba nawet nasz twardy trener nie lubi stać i moknąć. Mogłoby się wydawać, że w Bazie wraz z nadejściem nowej pory roku zagościła nuda. Nic bardziej mylnego.
Początek jesieni oznaczał przede wszystkim rok od rozpoczęcia wojny. Z frontów coraz częściej dochodziły do nas wieści o przegranych bitwach. Zaczynało się dziać coraz gorzej. Często przyjeżdżały do nas wojskowe karetki z rannymi żołnierzami. W polowych szpitalach, brakowało miejsca, więc osoby z najcięższymi urazami trafiały do nas. Młodzież chodziła na zwiady, żeby po oględzinach rannych, móc mniej więcej ustalić jak tragicznie przedstawia się sytuacja. A nie było dobrze. Coraz mniej rozmawialiśmy, nikt nie miał ochoty na przyjazne ploteczki czy rozmowy o wojnie. Unikaliśmy tego jak ognia, jednocześnie notorycznie słuchając radia z informacjami prosto z obszarów pochłoniętych działaniami zbrojnymi. Baliśmy się. Doskonale każdy z nas wiedział, że jeżeli sytuacja się nie poprawi, to nastanie dzień, kiedy to my weźmiemy udział w akcji. Nikt jednak nie mówił tego głośno. Aby w jakiś możliwy sposób zapomnieć o nieubłaganej przyszłości, spędzaliśmy czas na nauce i bezsensownej paplaninie o pogodzie i jedzeniu. W atmosferze czuło się napięcie, które każdego kolejnego dnia się pogłębiało. Kłótnie były na porządku dziennym. Przeważnie chodziło o drobnostki nieadekwatne do hałasu, jakie wyrządzały.
IV
Na nasze nieszczęście nadeszła informacja o udziale Organizacji Młodzieży Umundurowanej w wojnie. Za równy tydzień mieliśmy zjawić się w różnych wyznaczonych obszarach. Baza, w której teraz mieszkaliśmy miała zostać przeniesiona bardziej na południe by zabezpieczyć ją na wypadek poszerzenia się frontu. Ostatni tydzień był ciężki. Chociaż… Szczerze mówiąc odpowiadało mi to. Nie było czasu by myśleć o tym jak mi tutaj źle. Na zajęciach fizycznych ćwiczyliśmy dwa razy intensywniej niż zwykle. Musieliśmy udowodnić, że jesteśmy przygotowani do prawdziwej walki. Lekcje geografii miały pokazać nam, na jakie tereny będziemy prawdopodobnie zesłani. Największe zmiany zaszły jednak na zajęciach psychologicznych. Z teorii przeszliśmy do praktyki. Wchodziliśmy do pomieszczeń i mieliśmy imitować, co zrobimy, kiedy znajdziemy się w sytuacji zagrożenia. Nie wiedziałam czy to realne zdarzenia, ale zaczynałam rozumieć, po co nam były takie zajęcia. Mieliśmy możliwość zobaczenia czy damy sobie radę w ekstremalnych warunkach.