Drzewo Wisielców
Wszystkie egzaminy dobiegły końca. Byliśmy gotowi, aby wyruszyć na front. Każdy z nas otrzymał wojskowy plecak, aby zmieścić w nim potrzebne rzeczy. Cała młodzież została podzielona na grupy po dwanaście osób, po kolei przylatywały samoloty i zabierały zespoły w różne miejsca. Byłam w grupie oznaczonej cyfrą 5 razem z Deanem.
Czekaliśmy w niedużym korytarzu obok wyjścia na dach, skąd mieliśmy lecieć w nieznane. Kiedy, wyczytali kolejny numer nogi się pode mną ugięły. Pożegnałam się ze Stellą, Ismeną i paroma innymi osobami, które były w pobliżu. Weszłam po schodach prowadzących na dach by po chwili poczuć zimny wiatr, który skutecznie mnie orzeźwił. Staliśmy w szeregu, przypatrując się dużych rozmiarów spodkowi, lecącemu w naszym kierunku. Poczułam jak Dean mocno chwyta mnie za rękę. Byłam mu wtedy naprawdę wdzięczna, gdyż zdecydowanie dodało mi to otuchy. Samolot wylądował przed nami i powoli szliśmy w jego stronę. Pomyślałam wówczas, że to mój pierwszy lot w całym życiu.