Drzewo Wisielców
Na początku nic szczególnego nie przykuło mojej uwagi. Byłam w dużym pokoju, imitującym teren otwarty. Stałam na środku, obserwując dokładnie każdą ścianę. Spodziewałam się, że zaraz coś wielkiego wyskoczy na mnie. Nagle usłyszałam cichy świst, który robił się stopniowo coraz głośniejszy. Z różnych stron zaczęli wybiegać żołnierze, strzelając i krzycząc. Dźwięk sięgnął zenitu. Miałam wrażenie, że moje bębenki zaraz wybuchną. Jakaś postać obok mnie upadła i zaczęła mocno krwawić. Podeszłam do niej i obróciłam jej ciało ku sobie. Moje zaskoczenie było ogromne. Twarz była cała we krwi i bliznach. Jednak wszędzie rozpoznałabym te wielkie ciemne oczy. Ta twarz była twarzą mojego brata.
- Aaron! NIEEEEEEE! Tylko nie ty, proszę! Nie zamykaj oczu! – zaczęłam płakać, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Nie wiedziałam już czy to wszystko to tylko imitacja czy prawda. – Braciszku, proszę, nie odchodź. Nie możesz umrzeć, nie masz jeszcze ośmiu lat…
W tym momencie chwyciłam broń leżącą obok niego i zaczęłam strzelać gdzie tylko mnie poniosło. Wiedziałam, że muszę pomścić jego śmierć. Nagle … wszystko zgasło. Zamiast całego pola bitwy pojawiła się wszechogarniająca biel. Ujrzałam swojego mentora od psychologii: - Test zakończony. Proszę pokieruj się tymi drzwiami do wyjścia. Zdałaś - rzekł kończąc wypowiedź grymasem, który prawdopodobnie miał byś uśmiechem.
Wyszłam z sali oszołomiona całym tym wydarzeniem. Doszłam do pokoju wspólnego i usiadłam na swoim starym miejscu. Przejechałam wzrokiem po innych. Nikt nie rozmawiał. Każdy był pogrążony we własnych myślach i nikt nie zwrócił uwagi, że weszłam do pomieszczenia. Spojrzałam na Stelle, która uważnie śledziła ruch wskazówek zegara. Ismena z całej siły ściskała poduszkę, jakby się bała, że zaraz ktoś ją jej zabierze.
- Tobie też uśmiercili kogoś bliskiego? – spytał szeptem Dorian
- Tak. – obróciłam się by spojrzeć na niego.
Popatrzył na mnie chwilę, po czym wyszedł z sali. Przemieścił się tak cicho jak cień.
Epilog