Daleko do nieba. rozdział 8.
rz ręką i przyglądała się kobiecie, która z tacą w ręku niesie jej śniadanie. Jej twarz wyglądała tak jakby nałożyła na nią maskę. Zawsze wyglądała identycznie. Ta sama mina, to samo spojrzenie, to samo zaangażowanie w tak zwykłej czynności wykonywanej, co rano.
Postawiła jej na kolanach tacę i podeszła do stolika pod oknem. Stała na nim taca z poprzedniego wieczoru, na której porcja kolacji pozostawała nietknięta. Rzuciła tylko okiem na Amy, a potem wyszła. Amy znów została sama ze sobą, śniadaniem i swoimi nieogarniętymi myślami.
W plastikowym kieliszku dostrzegła porcje tabletek na dzisiejszy dzień. Jedna, druga, trzecia…wysypała je na serwetkę i zaczęła liczyć. Osiem białych i jedna zółta. Codziennie to robiła i codziennie ich ilość była inna. Raz była jedna, dzisiaj dziewięć, a jednego dnia aż dziesięć, czyli ilość największa. Czuła, że dzisiejszego dnia jej umysł będzie w innym, bardziej surrealistycznym świecie. W końcu taka ilość tabletek robi swoje.
Połknęła jedną, potem drugą, aż z trudem doszła do ostatniej. Sam widok śniadanie wywoływał u niej nudności. Nie zamierzała go nawet dotknąć.
Wzięła tacę do rąk i wstała z łóżka. Jednak już pierwszy krok był niezwykle trudny. Nogi się pod nią uginały, a ona cała drżała z zimna. Zamknęła na moment oczy chwiejąc się w przód i w tył. Nagle taca opadła na podłogę robiąc przy tym niezwykle dużo hałasu, który dotarł do niej ze zdwojoną siłą. Głowa jej pękała. Tłuszczące się szkło, wylewająca się woda, brzęk sztućców. Zatkała uszy rękami.
Jakiś głos z tyłu… Męski, surowy i rozżalony. W popłochu obróciła się wdeptując nogą w rozlane mleko. Nie widziała nikogo, ale słyszała ten głos.
A potem następny. Tym razem kobiecy. Zły i wyrażający pretensje. Krążyła wokół siebie, a z każdą sekundą dobiegał ją kolejny głos. Minutę później nie była w stanie odróżnić ich wszystkich. Mieszały się doprowadzając ją do obłędu.
Całe jej ciało obejmowało specyficzne, uczucie szaleństwa i zagubienia. Miała wrażenie, że już nigdy nie wyjdzie ze stanu, w jakim się znalazła. Kuliła się na podłodzę kalecząc się rozbitą szklanką i brudząc niezjedzonym śniadaniem. Wszystkie złe emocje krążyły wokół niej.
-Zabierzcie mnie stąd! - krzyczała z całych sił, ale jej głos pośród tamtych był niemal niesłyszalny dla niej samej.
Twarz miała zlaną potem i łzami, a włosy mokre jakby zmoczone wodą.
Nagle drzwi się otworzyły. Dostrzegła dwie ciemne postacie.
-Nie! Zostawcie mnie! Nie zrobicie mi nic! - stanęła na zakrwawionych nogach, ale był to moment, kiedy była bliska utraty świadomość.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała był ucisk w pasie, spazmatyczne wymioty a kolejno ukłucie w ramię.
*
Rozmazany obraz sufitu widzany jego oczami nie zmieniał się, a nawet stawał się jeszcze bardziej zamroczony. Powoli omiótł wzrokiem pokój. Szafa, na której zatrzymał wzrok była niewyraźna i miał wrażenie, że za chwile na niego upadnie pomimo tego, że stała dwa metry od jego łóżka. Spojrzał się na swoje ciało. Okryty był prześcieradłem, które szargał razem ze swoimi gwałtownymi ruchami. Było pomięte, chociaż jeszcze dwie godziny temu pielęgniarka wymieniła je na nowe. Spojrzał na swoje ręcę przywiązane do łóżka. Dokładnie, co parę minut próbował je wyrwać z uścisku bandaży, ale nie miał wystarczająco siły. Nieco powyżej wprost do jego żyły spływał płyn i to prawdopodobnie przez ni