część piąta

Autor: DenisOlivetti
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Złamałem sobie palec przez te zajebane drzwi!

- Chuj mnie to obchodzi! – jako bohater musiałem zachowywać się tak jak zwykle, jako narrator doskonale wiedziałem, co chcą mi powiedzieć, w końcu to ja wkładałem im słowa w usta, ale dla dobra książki powinno się pojawić zderzenie brutalnej codzienności z nową, jeszcze brutalniejszą zupełnie niecodzienną sytuacją, ja jestem uosobieniem elementu zaskoczenia.

- Godot umiera! – krzyknęła Jessica.

- Do wesela się zagoi. – rzekł Erjon. – We mnie Hoolis też kiedyś rzucił drzwiami i nic mi się nie stało – moje bohaterskie ja łagodziło sytuację, ale moje narratorskie ja musiało ją zaostrzyć, kierując pięści Jessie na twarz i tors Erjona.

- To nie są żarty! – Jessica okładała swego sąsiada w akcie rozpaczy.

- On złapał ebolę czy jaktosiętamnazywa… Wiruszachodniegonilu! - spoliczkowała go jeszcze raz by po chwili od nowa zacząć wsmarkiwać się w jego ramiona.

Nie będę robił tajemnicy z tego, że muszę rozruszać naszych bohaterów, bo jeśli nie wyjdą z tej kamienicy to Godot umrze bez pożegnania przyjaciół, Hoolis umrze z bólu, którego sprawcą jest złamany palec, Jessica umrze z wycieńczenia płaczem, Erjon umrze z upływu krwi, która wyciekała z lewej dziurki jego nosa, w dodatku odpadną mu stopy, jeśli będzie tak stał obwieszony swą sąsiadką, możliwe też, że zostanie uśmiercony przez żonę, która posądzi go o zdradę…nie to niemożliwe, ona by go nie zabiła, zresztą bezgranicznie mu ufa, a jeszcze bardziej pozbawiona granic jest jej miłość do niego – oczywiście odwzajemniana. Przydałby się ktoś, kto by ich rozruszał. Hoolis wprawdzie cały czas się miotał, ale nie przybliżył się nawet o jard do szpitala.

- Jessie, nie maż się, Lee, jesteś dużym i twardym chłopcem, Erjon, rusz się, bo wrośniesz w tą paskudną podłogę! – powiedziała ze swym charakterystycznym akcentem Inez, która zawsze wie, kiedy się zjawić. - Wiem, że nie lubicie poniedziałków, nikt ich nie lubi, ale to nie powód, by się załamywać - położyła dłoń na ramieniu Jessie. - Ani wariować - spojrzała na skaczącego na jednej nodze Hoolisa.

- Inez… Jakby to powiedzieć.

- No co? Słucham, co tu się stało?

- Godot zdycha – zawarczał Lee.

- Jak to umiera?!

- Zaraził się od Kalkutasów malarią! - charczał Lee.

- Zbierajmy się - moje wcielenie przejęło inicjatywę.

- Zanim Nimce przyjdą - Lee uraczył nas angielskim powiedzeniem, którego zwykł używać, i którego nikt, łącznie z nim do końca nie rozumiał.

- Gdzie Lo? - spytała Inez.

- Zadzwonimy do niej i powiemy gdzie jesteśmy - rzekł Erjon.

- Jak przyjdzie to zobaczy, że w zdemolowanym domu. Po co dzwonić? - inteligentnie spytał mocno wkurwiony Hoolis.

- Może za bardzo wybiegam w przyszłość, ale sądzę, że za kilkanaście minut będziemy w szpitalu i należałoby poinformować o tym naszą współlokatorkę, bo może się przestraszyć widząc wyważone drzwi i puste mieszkanie oraz plamy krwi na podłodze.

- Przecież już to nie raz widziała - Lee zaczynał być upierdliwy.

- Ale po co ma tu sama siedzieć, jeśli przyda się Godotowi?

- Przecież on jest wierny tej jakjejtam, L., Julii, Beatrice, myślę więc, że Lola nie będzie mu mogła pomóc - stwierdził cynicznie Lee. - No co? - tym pytaniem odpowiedział na karcące go spojrzenia wszystkich obecnych.

- Nic! - odparli chórem.

- No to chodźmy, bo nie czuję już nogi! - Hoolis jak zawsze był nieczuły.

- No to chodźmy - odparli chórem.

- Przed Nimcami - dodał Erjon i poszli. Erjon-narrator zna myśli i przyszłość wszystkich zgromadzonych, ale Erjon-bohater nie. Okazał się kiepskim jasnowidzem twierdząc, że za kilkanaście minut dojadą do szpitala, ponieważ kilkadziesiąt zajęło im wydostanie się z klatki schodowej. Gdy siedzieli w windzie, która zatrzymała się na półpiętrze pozwalając czasowi pracować na ich niekorzyść i starość, Erjon-narrator wyszedł z siebie w odwiedziny do Godota, godząc się tym samym, by zajścia w windzie odbyły się i pozostały w gronie ich bohaterów poza jego wiedzą i wpływem oraz w tajemnicy przed czytelnikiem. Zmierzający ku szczęściu o krok przed czasem Godot zdradził mi na łożu śmierci swe niedokońcazadowolenie z postawy bohaterów.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
DenisOlivetti
Użytkownik - DenisOlivetti

O sobie samym: Znamy się mało... To może coś o sobie. Urodziłem się w 1986 roku, na wiosnę, dokładnie pierwszego dnia wiosny. No, to tyle o mnie... A tak na poważnie to byłem zdolnym, choć leniwym uczniem. Oglądałem filmy poważniejsze niż rówieśnicy, w liceum zacząłem czytać książki spoza kanonu lektur, co było dziwactwem, fascynacja buntowniczą muzyką, z której wyrosłem, ale przynajmniej dobrze mnie ukierunkowała, wchodzenie w dorosłość pod znakiem poezji, Rimbaud, Baudelaire, Wojaczek, Dwa lata studiowania geografii w Krakowie, tam z przygodami pomieszkiwanie - czasem i na dworcu, fascynacja Cortazarem. Porzuciwszy studia zgłosiłem się do wojska, z którym związałem się jako zawodowy żołnierz na prawie trzy lata w ty czasie zamieszkując w stolicy, gdzie wegetuję do dziś imając się różnych zajęć. Ulubione książki to Gra w klasy, Chrystus ukrzyżowany po raz wtóry, Kamień na kamieniu, Przenajświętsza Rzeczpospolita. Kilka filmów, które lubię to Amores perros, Jancio Wodnik, Macunaima, Leon, Łowca Jeleni, Pi, filmy Kurosawy. W Warszawie znów przerwałem studia na anglistyce z braku funduszy. Dużo czytam, dużo oglądam, staram się śledzić sport, z zainteresowań jeszcze języki obce, geografia polityczna, historia XXw., dobrze gram w piłkę. Przez nieodpowiedzialne decyzje mój związek jest na granicy rozpadu, więc biorę się za siebie, żeby go ratować albo wnowić po przerwie na złapanie oddechu. Pracuję nad projektami autorskich filmów, wydaję książki po 2zł, ale nie mam czasu ani środków na promocję. Grafomania to jednak nałóg podsycany pasją do sztuki.
Ostatnio widziany: 2012-09-16 21:51:20