Czarownica, wampir i szaleniec - część 1.
- Zaczynamy od razu?
- Oczywiście.
*
- Tak jak myślałam - powiedziała triumfalnie Mithra Varitade.
- Co za... - Adrasteia Marshvick zmełła w ustach przekleństwo - czy on naprawdę zamiast mózgu ma cholerną moc i nie wie, że toto mu się wymknie z rąk, jak tylko się solidnie wybudzi?
- Bo ty nie wiesz, jak z nim było, Sowo. Strasznie dziwny dzieciak, jak byłam w Viqeaku - Viquak był szkołą dla chłopców, z resztą o niezbyt dobrej opinii. Fakt, placówka ta miała jedną z największych światowych bibliotek, z tym, że głównie były to zakazane traktaty czarnomagiczne. Nauczyciele lubowali się w chłostaniu uczniów, na weekendy jednak szkoła zostawała tylko dla chłopców, i nie wiadomo jakim cudem wciąż stała cała. W każdym razie, o Viqeaku było głośno - o tym, ilu groźnych czarnoksiężników z niego wychodziło, ilu nie zdołało wyjść, bo ich organizm lub psychika nie wytrzymały warunków, w których musiały bytować. Tym bardziej, że adeptów do tej szkoły brano na siłę - postawił się dopiero pewien baron, jednakże szkoła obroniła się niemal bez strat, za to wybijając pół armii nieprzyjaciela. Od tamtej pory nikt nie tykał warownii z czarnego marmuru, stojącego nieopodal stolicy Hrasu, małego kraiku, żyjącego z handlu. - wiesz, gościnnie jako profesorka na wykłady, to go niedługo potem ze szkoły wyrzucili za jego eksperymenty. Zapraszał kolegów na imprezy, upijał do nieprzytomności, eliksirem podtrzymywał w letargu i...
- Nie, naprawdę nie chcę wiedzieć, co z nimi robił.
- A tobie tylko jedno w głowie - skrzywiła się lekko Próbował przeprowadzać jakieś dziwaczne mutacje. Z jego zapisków wynikało, że chciał siebie uczynić nieśmiertelnym i wszechpotężnym, ale przecież nie mógł wypróbowywać zaklęć na sobie.
- Kretyn.
- Nie do końca. jak tych chłopaków pobudzili, to okazało się, że są nieodporni na choroby weneryczne i ataki żelazem z dystansu. Do trzech metrów i tylko żelazem.