Czarownica cz. 1
Na decyzję rektora nie wpłynęły wyłącznie korzyści finansowe uczelni, jakie niosło zatrudnianie Prudence Hale.
Sam musiał przyznać, że była dobrym wykładowcą, jej wykłady były oblegane. Owszem była krnąbrna i buntownicza, jednak wiele z jej radykalnych poglądów było słusznych.
Rozmyślania sir Randalla przerwał dzwonek telefonu.
— Halo?
— Witaj, Arthurze — odpowiedział damski głos po drugiej stronie.
— Witaj, Margarett. Co u ciebie słychać.
Margarett Blackwood była przyjaciółką sir Randalla ze studiów.
— U mnie wszystko w porządku, jednak jestem w wielkim kłopocie, jeśli chodzi o szkołę — odparła Margarett.
Panna Blackwood była dyrektorką szkoły przygotowawczej w Gothbridge.
— Moja nauczycielka alchemii postanowiła dziś odejść i nie mam kim jej zastąpić — kontynuowała dyrektorka szkoły w Gothbridge.
— Odeszła na emeryturę? — zapytał Arthur.
— Skądże, umarła. I to dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego.
— Och... powinienem złożyć ci kondolencje?
Sir Randall nigdy nie czuł się pewnie w takich sytuacji. Unikał ich kiedy tylko mógł.
— Nie, ale możesz mi pomóc. Nie masz może kogoś po alchemii, kto mógłby poprowadzić lekcje?
Rektor zastanawiał się przez chwilę, a potem odpowiedział:
— Myślę, że mam dla ciebie wspaniałą kandydatkę.
***
— Gothbridge?! Co to za dziura? — zapytała April Brand, dziennikarka i koleżanka Prudence.
Prudence przed godziną wyszła z gabinetu rektora, była to już jej druga wizyta u sir Randalla w tym tygodniu. Podczas spotkania rektor poinformował ją o swojej decyzji w sprawie jej nielegalnych eksperymentów.
Teraz Prudence Hale piła herbatę w redakcji „Londynu Paranormalnego”, gdzie pracowała April, która była redaktorem naczelnym periodyku.
— A bo ja wiem... na mapie tego „uroczego miasteczka”, jak nazwał je Randall nie zaznaczyli. Wiem tylko, że gdzieś na wybrzeżu.
Prudence była zrozpaczona.
W ramach kary, a raczej „możliwości na poszerzenie swych pedagogicznych możliwości i swoisty urlop od uniwersyteckich obowiązków” — jak nazwał to eufemistycznie rektor, Prudence miała zostać nauczycielką alchemii w szkole przygotowawczej w Gothbridge.
— I nie mogłaś odmówić? — dopytywała się April.
— Mogłam, ale to oznaczałoby zwolnienie, a to z kolei oznaczałoby, że musze pokryć koszty odbudowy laboratorium — westchnęła Prudence.
— A nie mogłaś go jakoś magicznie naprawić?
April choć posiadała zdolności magiczne, to w ich kwestii nie grzeszyła zbytnią inteligencją.
— April — zaczęła Prudence zniecierpliwionym głosem — magicznie naprawić to ja mogę sobie wazon, gdy mi się stłucze, a nie cały budynek.
Czasami, podczas rozmów z April, Prudence zastanawiała się w jaki sposób koleżanka została redaktorem naczelnym gazety i jak udaje się jej pisać tak dobre teksty.
— Już dobrze, tylko zapytałam — powiedziała redaktor naczelna „Londynu Paranormalnego”.
W jej głosie słychać było urazę.
— Poza tym znasz chyba to przysłowie: „Co się spali, tego magia nie ocali”. Nie było czego ratować, kiedy przyszłam rano sprawdzić wyniki, laboratorium już nie było. Zostały same zgliszcza.
Prudence była przybita katastrofą, która spowodowała.
— Nie rozumiem co poszło nie tak, nigdy wcześniej nic mi nie wybuchło — dodała żałośnie Prudence.
— W takim razie muszę przyznać, że jak na pierwszy raz, to osiągnęłaś „wybuchowy” efekt.
Prudence obrzuciła przyjaciółkę morderczym spojrzeniem.