Spełnione marzenia
Zapach przeterminowanego paprykarzu sprawił, że Beatka Z. trzasnęła drzwiami od lodówki. Była w istocie głodna, ale ten nieprzyzwoity smród, wydobywający się z zepsutego urządzenia, stojącego w rogu kuchni sprawił, że odechciało jej się jeść. Otworzyła drzwi pokoju, w którym właśnie odbywała się debata przy butelce piwa i włączonym telewizorze. Kazik, ojciec Beatki, właśnie oznajmił, iż skończyły się fajki i że Aleks powinien pójść do Krystyny G. z prośbą o udzielenie im debetu na paczkę fajek, kiedy w drzwiach salonu pojawiła się smukła i wiotka postać jego córki. Beata otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Kazimierz ją uprzedził: - Idź mnie po fajki, jo? Powiedz Krysi, że jutro zapłacę. Beatka rozzłościła się, że ją znieważono, jednak wysłuchała prośby ojca i jego dalszych tłumaczeń, gdzie mieszka pani sprzedająca papierosy i szczegóły dotyczące wyglądu paczki Jellingów. Dziewczyna chwytała łapczywie każde jego słowo, gdyż przypuszczała, iż wiedza, gdzie mieszka p. Krystyna, przyda jej się na przyszłość. - …i poczekaj, aż ktoś podejdzie do bramki, bo Jacky cię urzre – kończył tłumaczyć córce. Brunetka szybko wybiegła z domu, następnie potruchtała przez podwórko i otworzyła sobie bramkę, gdy nagle zorientowała się, że nie pamięta już, jak nazywały się papierosy, które miała kupić. Wróciła więc do domu i jeszcze raz poprosiła ojca o powtórzenie instrukcji: - JE – LLI - NGI – powtórzył cierpliwie tata. - Teraz na pewno zapamiętam – ucieszyła się Beatka i pobiegła aż do samej furtki państwa G. Tam, tak jak przykazał ojciec, zakołotała uchwytem do otwierania bramek i czekała, aż ktoś z rodziny F. łaskawie przyniesie jej paczkę fajek. Z domu wyszła pani Krystyna. Jacky zaczął szczekać na Beti, ale ta nie przejęła się tym zbytnio, zajęta dokonywaniem transakcji z panią G. - Da mnie pani paczka Juhasów? - Czego? - Jurandów. - Jellingów? - Tak, chyba tak one się nazywają – odparła rozsądnie Beatka. Odwróciła się i chciała odejść, kiedy zobaczyła jadącego drogą 10-cioletniego czerwonego Poloneza. Stanęła jak wryta i przyjrzała się kierowcy. Był to bardzo przystojny, jej zdaniem, mężczyzna w trochę więcej niż średnim wieku. Beata długo jeszcze stała na drodze i przyglądała samochodowi, kiedy do rzeczywistości pomógł jej wrócić wrzask rozgniewanego ojca. Beata przekroczyła przez jezdnię i otworzyła z rozmachem bramkę swojego podwórka. Kiedy przeszła przez próg domu, nikt, ku jej zadowoleniu, nie zwrócił uwagi, że poprawił jej się nastrój. Spytała matkę, kim mógł być ów przystojny mężczyzna, jednak Halina powiedziała tylko, że możliwe jest, iż był to Władysław F. lub Bogdan Wielbrandowski. Z kolejnych źródeł informacji Beatka dowiedziała się, że można wykluczyć pana Władka, gdyż jego samochód ma srebrną barwę. *** Po 2 godzinach pan Wielbrandowski wrócił do domu, by odbyć kąpiel i położyć się do łóżka. Długo jednak nie mógł zasnąć, wspominając wygląd i urodę Beaty. Dziewczyna bowiem, o niczym nie wiedząc, była wcześniej obserwowana przez pana Bogdana w lusterku jego auta. Następnego ranka główna bohaterka postanowiła dowiedzieć się, gdzie mieszka urodziwy mężczyzna. Pytała kolejno Genowefę B., Marię S., Romana K., Ewę E. i Mirosławę T. Wszyscy zgodnie odpowiedzieli jej, że miejscowość, którą zamieszkuje Bogdan Wielbrandowski zwie się Wielbrandowo. Oczywiście szybko poszła się przebrać i umalować, by wyruszyć w długą niebezpieczną podróż do królestwa Bogusia. Po drodze natknęła się na kilka osób wracających z ryb (m.in. Władka F.), pytaj