Cudowny obraz pierwszego sekretarza (cz.2)

Autor: ZiKo
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

     Po dawnych mieszkańcach pozostały jaśniejsze plamy na ścianach spod obrazów świętych cadyków i zardzewiały szyld nad dawnym sklepem kolonialnym.

 

A ten sklep kolonialny miał kiedyś dwa wejścia. Nad głównym, tym od ulicy, wisiał ogromny szyld z napisem: "Towary korzenne i inne delikatesy".

 

Duża witryna z wystawą była zaaranżowana w taki sposób, że nie można było oderwać wzroku, od tych wszystkich zamorskich specjałów i człowiek nie myślał już o niczym innym, tylko o zakupach u grubego Baumanna.

 

Wejście od podwórza służyło poprzednim mieszkańcom kamienicy głównie do tego, żeby się dostać na ulicę, mogąc przy okazji nacieszyć oczy cudownością barw i kształtów zamorskich specjałów, a nozdrza feerią orientalnych zapachów. Kiedy sprzedawca był w złym humorze, to krzyczał na ludzi, że zrobili sobie z jego sklepu deptak i zacznie pobierać opłaty za przejście przez sklep, jak dozorca.

 

Wreszcie wyrostki wymyśliły zabawę, która polegała na tym, żeby przebiec przez sklep i nie wpaść w pulchne łapy sprzedawcy. Ten rzucał w dzieciaki landrynkami, które miały lekko kwaskowy smak, a jak któregoś nicponia złapał, to ciągnął za ucho i straszył, że teraz rodzice będą musieli go wykupić. Wszyscy się go bali.

 

Kiedy się okazało, że okupanci rekwirują żydowskie majątki, sprzedawca postradał zmysły i rozdał ludziom cały asortyment, a sam na oczach Niemców rozgryzł cyjanek, jak landrynkę z okrzykiem, że mu jeszcze za wszystko zapłacą. Po wojnie sklep kolonialny zamieniono na pralnię chemiczną.

 

Z otwartego kibla na podwórku unosił się straszliwy fetor, na który odporni byli mieszkańcy kamienicy i metaliczno-szaro-niebieska chmura much. Gromadka wyrostków bawiła się pod śmietnikiem w poszukiwaczy skarbów. Dziewczynki siedziały na trzepaku i z obrzydzeniem obserwowały, jak ich koledzy i bracia grzebią w przepełnionych pojemnikach. Jedna z dziewczynek zwisała z trzepaka głową w dół. Chyba zapomniała majtek, ale nikt nie zwracał na to uwagi.

 

     Pijany dozorca wytoczył się z bramy i był w nastroju do śpiewu i tańca. Wpadł między dzieci, a te rozbiegły się na wszystkie strony piszcząc wniebogłosy. Ich krzyki odbijały się od ścian kamienicy, żeby wraz z łuszczącym się tynkiem upaść na zdezelowany chodnik i roztrzaskać.

 

  Z okna na trzecim piętrze wypadła wiązanka przekleństw i bluzgów, jak stado spłoszonych gołębi i zmieszała się z piskiem dzieciaków. Stara kamienica charczała i świszczała w przedagonalnym pobudzeniu.

 

***

Naczelnik Strugaczka i kierownik do spraw strategii i planowania znaleźli się w miejscu w których przeszłość wymieszana jest z teraźniejszością jak świąteczne rodzynki z utartym makiem.

 

-        “To chyba tutaj!” -  pomyślał Strugaczka, ale nic nie powiedział, bo ze stróżówki wyskoczył starzec na pałąkowatych nogach.

 

-        Manipulują nami, jak zegarmistrz w starej omedze – krzyknął staruszek, a jego głos odbił się echem od ścian kamienicy i wyleciał ze studni podwórza, jak z armaty.

 

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
ZiKo
Użytkownik - ZiKo

O sobie samym: Piszę rymowanki takie bardzo proste, co się nazywają rymy częstochowskie liczę więc sylaby, jak sie na nich skupie, to wychodą słowa czasem bardzo głupie grunt, że się rymuje, że coś napisałem może wyszło słabo, ale dobrze chciałem
Ostatnio widziany: 2023-05-14 09:23:51