Cisza
Zbliżyłam się do werandy, pomyślałam, że skoro tu jestem, to zaspokoję swoją ciekawość i dowiem się, kto tu mieszka. Już wyciągnęłam rękę żeby zapukać, gdy drzwi się otworzyły – zaskoczona zrobiłam krok w tył. W drzwiach ukazała się sympatyczna staruszka - nie wiem dlaczego, ale od razu pomyślałam, że mogłaby być moją babcią. Uśmiechnęła się do mnie wąskimi ustami zatopionymi w okrągłej, lekko pomarszczonej twarzy.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, proszę wejść – staruszka otworzyła szeroko drzwi i gestem ręki zaprosiła mnie do środka – zupełnie jakbym była oczekiwanym gościem a nie obcą osobą pałętającą się, nie wiadomo po co, po cudzym podwórku.
- Ja…, bardzo przepraszam za najście, schodziłam szlakiem do doliny i zobaczyłam z daleka pani dom…
- Tak, proszę wejść do kuchni – właśnie upiekłam szarlotkę – lubi pani szarlotkę?
- Tak, bardzo – uśmiechnęłam się szeroko, bo to moje ulubione ciasto, a jego zapach unoszący się w powietrzu już zdążył podrażnić moje nozdrza i wbić się do pustego od dłuższego czasu żołądka.
- Ale nie będę pani przeszkadzać? Ja tylko na chwilkę zboczyłam z trasy – usilnie próbowałam wytłumaczyć moją obecność tutaj.
- Nie przeszkadza pani, a do niespodziewanych wizyt jestem przyzwyczajona – często ktoś do mnie zagląda.
- Naprawdę? Widocznie tylko ja nie wiedziałam o istnieniu tego miasteczka, nie ma go przecież w żadnym przewodniku, a ze szlaku nigdy wcześniej go nie wypatrzyłam.
- To prawda, nigdzie nie piszą o naszym miasteczku - nie jest też widoczne gołym okiem, ale zapewniam panią, że wędrowcy do niego trafiają – herbaty?
- Tak, poproszę.
Usiadłam na wiklinowym fotelu wyłożonym miękką poduszką – jednym z dwóch stojących w obszernej kuchni. Kuchnia widocznie pełniła też rolę salonu. Przy fotelach stał niewielki okrągły stolik a na nim świeże, kolorowe kwiaty. Naprzeciw znajdowało się okno z cudownym widokiem na góry. W głębi, przy drugim oknie stał niewielki stół z dwoma krzesłami, w rogu znajdował się piec – pamiętam taki piec z rodzinnego domu – paliło się w nim drewnem, można było na nim gotować a w dolnej części piec chleb.
- Bardzo tu u pani przytulnie, gdybym miała kiedyś własny dom, chciałabym urządzić go właśnie w takim stylu, tylko nie wiem czy w supermarkecie dostanę piec kaflowy. Staruszka uśmiechnęła się i postawiła na stoliczku filiżankę z herbatą, zaraz przyniosła też talerzyk z ciepłą jeszcze szarlotką.
- Mieszka tu pani sama?
- Na razie tak, ale niedługo dołączy do mnie mąż.
- Wyjechał?
- Tak, można tak powiedzieć… Kobieta zrobiła tajemniczą minę, ale nie dopytywałam, co kryje się za tym: „można tak powiedzieć”. – Jak ma pani na imię? Nie lubię mówić do moich gości jak do obcych…