Cipakabra ( 18+)
– Mózg? – Zdziwił się Orlowsky. – A po chuj jej mózg? Ma nogi rozkładać, a nie myśleć. Jest podłączona do aparatury podtrzymującej świeżość organizmu. Kilka mikroprocesorów kontroluje podstawowe czynności, takie jak bicie serca czy wilgotność pochwy. A specjalny moduł sprawia, że na komendę głosową obciąga i wypina tyłek.
– Rozumiem. A jeśli można wiedzieć, kogo przetrzymujecie w tym obozie? Pan wybaczy moją ciekawość, ale Egon nie raczył zapoznać mnie ze szczegółami problemu.
– Ależ oczywiście, drogi panie Doctore! Wszystko panu wyjaśnię! – wykrzyknął, jakby snucie opowieści o tym miejscu sprawiało mu niesamowitą frajdę. – Przetrzymujemy tutaj nielegalnych imigrantów. Widział pan ostatnio na ulicy jakiegoś żebrzącego Cygana, Rumuna czy Azjatę?
– No, nie… – mruknąłem.
– No właśnie! Wszyscy oni, cały ten jebany margines społeczny, ta kurewska zaraza, trafiają tutaj. Do Oświęcimia. Za cichym pozwoleniem rządu zgarniamy ich po kryjomu z ulic, parków, spod mostów. Pacyfikujemy i zmuszamy do niewolniczej pracy! No niech pan sam, panie Doctore, pomyśli. Jaki jest pożytek z Cyganki, siedzącej koło targu, okładającej po ryju własne dziecko, żeby głośniej płakało i żeby ludzie z powodu tego płaczu dawali jej pieniądze? No jaki? A ja panu powiem jaki! A żaden, kurwa! Żaden! Egzystencja tej kobiety jest gówno warta! Jak cipa nie zdechnie z głodu, to zatrzaśnie ją mąż, bo za mało papierków przyniosła. A my nadajemy jej życiu cel. Tutaj będzie zapierdalać ku chwale narodu! Przy okazji wyprostujemy jej skrzywione myślenie. Zrozumie, że w życiu nic nie ma za darmo! Albo, panie Doctore, taki Murzyn, co to nawiał z Ukulele, czy innego trzeciego świata. Jaki u nas z niego pożytek? Jak go skini nie zajebią, to auto przejedzie, bo jak przez drogę przechodzi, to go od nawierzchni odróżnić nie idzie. A u nas ma szansę wyjść na prostą, przyczynić się do czegoś. Pokazać, że jest coś, kurwa, warty. Może tyrać w polu, może zrywać owoce w sadzie, może, kurwa, nie wiem, paść krowy… Opcjonalnie, jeśli wpadnie w oko doktorowi Elemengele, ma szansę zostać zmodyfikowany genetycznie i robić na przykład za psa strażniczego, lub, jak Żydzi, którzy was tu przywieźli, za konia. Jak umrze, to też się przyda. Z jego skóry zrobimy obicie na fotel czy kanapę. Rozumie pan, Doctore, moje motywy?
– Ekhm, tak, dziękuję za szczegółowe ich nakreślenie – wydukałem, ocierając twarz ze śliny Orlowskyego, który mówił z taką pasją, że całego mnie popluł.
– Drogi Teresie – wtrącił się Scheisswurst. – Wewnętrzna intuicja podpowiada mi, iż powinniśmy przemieścić nasze jestestwa w jakieś ustronne miejsce i porozmawiać o dręczących cię kłopotach.
– Tak, przepraszam – rzekł nieco już spokojniejszy Orlowsky. – Chodźcie ze mną, pokażę wam, co się tutaj ostatnio wyprawia.
III
Korzystając z okazji, Teres oprowadził nas po obozie.
Mijaliśmy pola, na których pracowali Cyganie. Kobiety i mężczyźni orali ziemię gołymi rękoma, a spasieni dozorcy uzbrojeni w kolczaste pejcze co jakiś czas wstrzykiwali im w przedramiona morfinę, by nie czyli bólu, kiedy zedrą sobie skórę na kamieniach. Za robotnikami podążali przykucnięci Azjaci. Do pleców mieli przytwierdzone specjalne pojemniki wypełnione miksem paszy przemysłowej, środka przeczyszczającego oraz słomy. Poprzez specjalny przewód mieszanka ta trafiała do ich żołądków, które doktor Elemengele zmodyfikował tak, by trawiły pokarm stukrotnie szybciej. Przyspieszył też perystaltykę jelit, co spowodowało nieprzerwane wypróżnianie się skośnookich, a w efekcie umożliwiało bezustanne nawożenie gleby naturalnym obornikiem.