Ciepło
Deszcz był nie tylko gwałtowny, ale także długotrwały. Ludzie powoli zaczęli wracać do życia, z dziurawych bądź pękniętych rynien zaczęły lać się strumieniami brudy z dachów. Kilka zapchanych studzienek nie zebrało wody i powstały gigantyczne jeziora szlamu. Wszystko jednak wraca do normy a deszcz, z czasem coraz rzadszy na krótką chwilę stał się częścią krajobrazu wielkiego, tętniącego życiem miasta.
W takiej właśnie chwili Natalia wyszła z domu i zaczęła iść w stronę centrum. Nie miała parasola, ani w ogóle niczego co ochroniło by ją przed deszczem czy wiatrem. Jej cienka bawełniana bluza szybko przemokła, tak więc w ogóle nie zakładała kaptura. Po chwili spodnie miała mokre aż do kolan. Po twarzy ciekły jej strumieniami krople wody, zatrzymując się na nosie i brwiach i kapiąc dalej i dalej. Czasem jakaś kropla spływała poza kołnierz czy dekolt. Wiatr rozwiewał te kosmyki jej brązowych włosów które nie były upięte. Tak doszła aż na obszerny plac, równo wyłożony kostką brukową. Stała przed nim chwilę i zapatrzyła się na pewną osobliwą postać.
Był nią młody chłopak, który zdawało się rozpiętą marynarką łapał krople deszczu. Był już cały przemoczony, musiał więc iść od momentu, kiedy burza i ulewa uderzyły ze swą pierwszą zajadłością. Podobnie jak ona nie miał nakrycia głowy i wręcz umyślnie zdawałoby się przechodził przez największe kałuże wody zebranej w dziurach chodnika. Czasem nawet przechodził pod strumieniami wody lejącej się z dachów.
- Nie mam parasola.
- A po co ci parasol? - zapytała.
- Nie wiem, ale odczułem chęć potrzymania nad tobą parasola, żebyś bardziej nie zmokła.
- Ale ja uwielbiam deszcz - powiedziała Natalia posyłając mu spojrzenie prosto w jego jasnoniebieskie oczy.
- Mówiąc szczerze, ja też. Dlatego w ogóle nie brałem go z domu. Jesteś cała mokra.
- Chciałabym dziś spełnić jedno ze swych marzeń.
- Jakie?
- Pobiegaj ze mną po tym placu. Boso - i nim obejrzał się, ani chwilę chociaż zastanowił, zobaczył jak dziewczyna której w ogóle nie znał, rozbiera swoje czarne adidasy, białe skarpetki, podwija dżinsy aż po kolana i bosymi, ładnymi stopami zaczyna przesuwać po mokrej, nierównej nawierzchni obszernego miejskiego placu. I chociaż sam nie wiedział po co to robi, rozsznurował swoje buty i pobiegł za nią.