Cienka granica
- Te wakacje spędziłam z mamą i tatą w Egipcie. Zwiedzaliśmy piramidy i nurkowaliśmy w Morzu Czerwonym. Widziałam rafę koralową i głaskałam tropikalne rybki, są kolorowe jak tęcza! Wcale się nie boją ludzi, przemykają tuż obok tak jak u nas kolorowe motyle. Woda jest tak ciepła, że się jej nie czuje i czysta jak kryształ. W naszym hotelu był basen i kort tenisowy – raz nawet zagrałam z siostrzeńcem jakiegoś szejka, ale przegrałam. Byłam też na samym szczycie piramidy Cheopsa – całe 139 metrów! Na pustyni widziałam skorpiony i wielbłądy na wolności…
Trajkotała tak przez dobre dziesięć minut, ani na chwilę nie tracąc wątku. Reszta klasy słuchała z otwartymi buziami, od czasu do czasu zadając jakieś pytanie, na które dziewczyna odpowiadała rezolutnie i ze znawstwem. Swoim opowiadaniem wzbudziła niemały podziw i pewnie zazdrość w niejednym serduszku. Kiedy zabrzmiał dzwonek skinieniem ręki zatrzymałem ją w klasie i poprosiłem by usiadła.
Nie wyglądała na speszoną, kiedy stanąłem nad nią z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
- Marianno… Szejk? Wielbłądy na wolności..?
Westchnęła, a potem uniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy.
- Mój tata dostał pracę w tym mieście i przez całe wakacje się przeprowadzaliśmy – powiedziała. – Nie mogłam wyjść z domu, bo wszędzie był bałagan i musiałam pomagać.
- Przecież to nie wstyd…
- Tak, ale nie sądzę, że to mogłoby być dla kogoś interesujące.
Zdumiał minie i zaskoczył dorosły sarkazm w jej głosie oraz fakt, że z taką łatwością zniosła moje pełne dezaprobaty belfrowskie spojrzenie. Musiałem odwrócić wzrok od jej dziwnych oczu, nie mogłem znieść ciężaru jej spojrzenia – miałem wrażenie, że patrzy przez mnie na wylot, nie było w jej oczach nic, na czym można by się zatrzymać, jakby nie miały dna. Pierwszy raz w życiu spotkało mnie coś takiego ze strony ucznia.
- Uważaj – odezwałem się cicho. – Oni są cwani i prędzej czy później poznają się na twoim fantazjowaniu.
Pokiwała głową, z krzywym uśmieszkiem, co miało chyba oznaczać, że zgadza się ze mną, chociaż nie ma zamiaru rezygnować z intratnego procederu.
- Mogę już iść?
Odprawiłem ją machnięciem ręki ciągle skonsternowany i mgliście przeświadczony, że taka uczennica w mojej klasie, to nic jak tylko kłopoty.
Mijały dni. Pod koniec września zrobiłem pierwszą poważną klasówkę z rozbioru zdań, zadałem też lekturę do przeczytania. Niezapowiedziane kartkówki wypadały przeciętnie, ze średnią trochę powyżej trzy i pół. Jeśli po cichu sadziłem, że Marianna wstrząśnie moją polonistyczną duszą osiągając wybitne stopnie, to srogo się pomyliłem. Niewiele wybiegała ponad średnią klasową: miała piątki, ale także trójki i dwóje. Nie sądziłem aby było to lenistwo – chyba po prostu postanowiła się nie wychylać. Nie byłem pewien, czy mnie to cieszy, czy martwi. Musiałem sam przed sobą przyznać, że ta konkretna uczennica interesuje mnie w szczególny sposób. Może sprawiła to ta pierwsza rozmowa, a może po prostu podświadomie postanowiłem mieć ją na oku. Nie sposób było jej przyłapać na kłamstwie, ale też nie byłem w stanie rozeznać gdzie kończy się prawda, a gdzie zaczyna znana mi już bujna wyobraźnia Marianny. Przez resztę klasy została zaakceptowana, chociaż nie zauważyłem, żeby ktoś jakoś szczególnie ją adorował. Właściwie na każdej przerwie widziałem ją w innym towarzystwie, co kazało mi sądzić, że jest lubiana, ale tak naprawdę z nikim nie nawiązała jeszcze głębszych relacji.
Pierwsze kłopoty zaczęły się na początku października. Moi uczniowie pisali wypracowanie z zadanej lektury obowiązkowej i jakież było moje zdziwienie, kiedy sprawdzając je w domu zauważyłem, że Marianna oddała pustą kartkę. Powinienem po prostu wpisać jej jedynkę, ale takie coś zdarzyło mi się po raz pierwszy. Nie wiedziałem jak zareagować. Musiałem dowiedzieć się o co chodzi, nie chciałem skrzywdzić bądź co bądź pozytywnej uczennicy oceną niedostateczną, kiedy mogło stać za tym coś więcej niż tylko brak przygotowania.