Ciało (Malarz 9)
Nie dzwonił do Joanny przez parę dni. Kończąc jej obraz najpierw nasunęło mu się skojarzenie bańki mydlanej w której ją zamknął, potem bańkę umieścił ponad taflą jeziora – unosiła się w powietrzu. Obok domalował szereg innych baniek na tle wody i błękitu nieba – całe mnóstwo baniek mydlanych. Kiedy skończył kupił kwiaty i pojechał do niej do szpitala. Najpierw zaszedł jednak do Pawła. Usiadł przy jego łóżku i poczekał aż zostanie zauważony.
- Witam – odezwał się, gdy człowiek na niego spojrzał.
- A ty tu co? – spytał pacjent zaskoczony – Zdaje się, że ojca już ci wypisali.
- Owszem. Już jest w sanatorium. Tak wpadłem, żeby się pocieszyć twoim widokiem.
- Pocieszyć moim widokiem? – spytał pacjent oburzony – Coś pocieszającego jest w moim widoku?
- No – potaknął Kryspin – Uświadamiasz mi, że niektórzy mają gorzej ode mnie i że ja przypadkiem też tak mogę skończyć. Brat, albo bratowa się odezwali?.
- Spieprzaj. Idź, jeśli łaska, pocieszać się widokiem kogoś innego.
- Ty mi pasujesz i w dodatku mi nie przywalisz, bo jesteś sparaliżowany. To jak? Był ktoś?
- Nikogo nie było, bo nikogo nie chcę.
- Jasne. Każdy kogoś chce, tylko to przykre i upokarzające prosić się o to, żeby ktoś chciał chcieć i zostać odrzuconym. Ja wcale nie chcę być sam. Idę teraz do takiej jednej dziewczyny licząc na to, że da mi szansę, a potem tu przyjdę, żeby jeszcze trochę ci pozawracać głowę. Może ci coś przynieść po drodze. Co? Jakąś gazetę do poczytania, radio do słuchania, coś innego?
- A masz parę złotych? Telewizor działa na monety. Trzeba tam wrzucić ileś monet, żeby uruchomić.
- Chyba coś mam – Kryspin sięgnął do kieszeni, wydobył portfel i zajrzał do niego. Spojrzał na skrzynkę wiszącą pod telewizorem. 2 złote na godzinę, 6 na 6 go