Julia
Gdy przed miesiącem dostał maila od kolegi ze swojej starej klasy, że urządzają spotkanie z okazji rocznicy ich matury – najpierw pomyślał, że to żart, bo rocznica była ósma, wcale nie okrągła – a potem, że właściwie wcale nie ma ochoty na to spotkanie. Nie odpowiedział od razu. Ale po kilku dniach, po drugiej wiadomości odpisał że się zastanowi. Miało być w sumie kilkanaście osób, wynajęte małe schronisko w górach... „Może być całkiem sympatycznie.” Potem zadzwonił Piotr – i jak zwykle zasypał nieprawdopodobną paplaniną, z której wynikało, że jeśli się nie wybierze na to spotkanie, będzie skazany na wieczne wytykanie palcami i dożywotni ostracyzm. „Słuchaj” – mówił - „My się czasem spotykamy, ale będą ludzie z którymi nie widzieliśmy się całe te, pierdolone osiem lat. Będzie Jacek, nawet Julka ma przyjechać...” Julka. Julia. Właściwie, to myślał o niej od samego początku. Podobała mu się. Miała wielkie brązowe oczy i wiecznie niesforną grzywkę przysłaniającą pięknie sklepione, wysokie czoło. I brwi unoszące się ku górze, przy każdym wzruszeniu. Ale był nieśmiały, niższy – wtedy jeszcze niższy – i w ogóle jego doświadczenie w kontaktach z dziewczynami zaczynało się i kończyło w jego głowie. Przyglądał się jej ukradkiem w szkole, jak uśmiechnięta i bezpośrednia – przyjaźni się ze wszystkimi - i wszyscy dookoła cenią sobie i lubią jej towarzystwo. Przez pewien czas nawet ją śledził! W jakiś dziwny sposób był o to wszystko zazdrosny – ale jak długo można być zazdrosnym o kogoś tak nieosiągalnego. Tak minęły pierwsze dwa lata szkoły - i ich - w niej, znajomości. W końcu, wraz z ostatnimi pryszczami, zapomniał o swojej nieśmiałości, zaczął się spotykać z kolegami, także z dziewczynami, wreszcie – tylko z jedną, odnalazł się w grupie, a nawet do pewnego stopnia jej przewodził. Ta dziewczyna z którą się spotykał, to nie było żadne wielkie uczucie, chociaż przez chwilę tak mu się wydawało. To była tylko jego wyobraźnia – i w końcu zdał sobie sprawę i z tego. Julia była w pobliżu – chociaż teraz mógł już z nią rozmawiać bez skrępowania – bo polubili swoje towarzystwo, a ponieważ ich nazwiska zaczynały się na tę samą literę, ciągle gdzieś, przy okazji rozmaitych zadań szkolnych, obijali się też o siebie – jednak Julia nieodwołalnie juz spoczywała na półce z napisem „nieosiągalne”. Zachował tylko swoje wcześniejsze zamiłowanie do przyglądania się jej w każdej wolnej chwili. Wyidealizował jej obraz do tego stopnia, że stała się dla niego wzorcem dobra i piękna. W maturalnej klasie zorientował się nagle, że przestanie ją widywać codziennie – i przeliczył czas jaki jeszcze im pozostał. Poczuł się dziwnie. Przestał wagarować, chociaż przedtem niejednokrotnie mu się to zdarzało. Szkoda było mu dnia – bez niej. Któregoś dnia, jeszcze przed lekcjami spotkali się przy wejściu na strych, w małej pakamerze, służącej jako elitarna palarnia dla wtajemniczonych. Weszła pierwsza – i zatrzymała się zaraz za progiem - bo dzień był grudniowy i wewnątrz było jeszcze ciemno - a on z rozpędu wpadł na nią i nagle poczuł ją w swoich ramionach. Nie, właściwie to ona przyciągnęła jego twarz do swojej i lekko musnęła wargami, a potem przygarnęła jego głowę do swoich ramion – i trwali tak przez chwilę bez słowa. Było mu tak dobrze, jakby jej ciało miało pozostawić na nim swój odcisk, którego już miał nigdy nie zapomnieć – na wieczną pamiątkę. Coś zaczęła szeptać mu do ucha, nie dosłyszał – bo równocześnie dobiegło ich jakieś szuranie na zewnątrz, odsunęli się więc gwałtownie – zbyt gwałtownie - od siebie, a do środka wpadł jeszcze jeden amator porannego dymka. Stanęli we troje, przy uchylonym oknie. W jaśniejącym powoli półmroku zapragnął dotknąć jej dłoni, jakby chcąc się upewnić, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jednak, gdy poczuła jego rękę na swoim nadgarstku, odsunęła się na k