Choroba

Autor: BrunoKadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Wzdycham, bo krzyżuje mi plany.

– Nie dziś, mamo. Muszę z nią najpierw porozmawiać.

– Nie możecie przyjechać na obiad? Może być nawet kolacja.

Myślę, jak się jej pozbyć, żeby nie męczyła i wiedziała, że nas nie będzie.

– Dobrze, porozmawiam z nią, ale nie obiecuję. Jak się nie odezwę, znaczy, że innym razem.

– Bardzo mi zależy, postarajcie się. Czuję od kilku dni jakiś niepokój i obawy.

Przewracam oczami.

– Spróbuję, ale to nie zależy tylko ode mnie. Porozmawiam z nią i jak się nie da dziś, to dam znać, kiedy.

– Bardzo dobrze. Odezwij się jak najszybciej. Zrobię coś pysznego.

– Dobra, dam znać. Muszę kończyć, pa.

– Pa, synku.

Nie chce mi się jeść i z nią siedzieć. Nie znoszę czuć cały czas jej wzroku na sobie i oceniania mojego wyglądu. Gadania o moim życiu, planach i tak dalej.

I mam wrażenie, że stary wciąż tam jest, a nie w piachu. Siedzi w swoim pokoju, żeby nagle wypaść z niego wkurzony i drzeć mordę. To pamiętam dobrze, jak w małym pokoju przylegającym do salonu, gdzie nikt nie mógł wchodzić, siedział ciągle i oglądał telewizję, kiedy niespodziewanie coś mu do łba strzelało i wyskakiwał stamtąd z rozdartym ryjem.

Czuję się gorzej w naszym starym domu niż w tej durnej robocie.

– Dobra, spokój. – Przecież i tak nigdzie nie pójdę.

Teraz zadzwonię do Pawła. Wybieram numer, jest sygnał, połowa sukcesu, bo często ma wyłączony telefon.

Nie odbiera.

– Nie, tylko nie to. – Już czuję strach.

Wiedziałem, że tak będzie.

– Dobra, spokojnie, może jest w kiblu, spokojnie.

Ale uspokoję się dopiero, kiedy odbierze i będzie miał dobre wieści.

Nie mogę wytrzymać i dzwonię co chwilę, na przystanku ze dwa razy. Potem piszę wiadomość.

‘Odezwij się.’

Mam wrażenie, że mijają całe wieki, a on nie odpisuje. Mam ochotę dzwonić znowu, ale przecież nawet tramwaj nie zdążył przyjechać, a kursują co kilka minut.

– Uspokój się durniu.

Jakaś kobieta patrzy na mnie, usłyszała, że gadam do siebie. Mam to w dupie.

– No co on robi, do jasnej cholery, ile można srać? – warczę przez zęby.

W końcu przyjeżdża tramwaj. Wskakuję do niego i siadam szybko, żeby zadzwonić. Wciąż cisza. Jak mnie to wkurza.

Nie mogę usiedzieć, jestem pobudzony, jakbym za dużo wychlał yerba mate. Chciałbym już być spokojny, żeby radość wróciła, a nie niepokój, że on już może nigdy nie odebrać. Tak to jest być zależnym od czyjejś pomocy.

Wchodzę do domu i przebieram się w luźne ciuchy. Wybieram najmniej śmierdzący dres, już dawno nie robiłem prania.

– W dupie mam toooo…

Muszę się opanować.

– Oddzwoni, a ty jesteś głupkiem. Może nie wziął komórki do sklepu, cokolwiek. Uspokój się, kretynie.

Siadam na kiblu. Napiszę do niego.

‘Halo, Paweł, jesteś tam? Zadzwoń jak najszy…

Nie kończę wiadomości, kiedy dzwoni. Z ekscytacji prawie mi telefon wpada do kibla.

– Siema, siema, jestem – mówię.

– Witam, co tam?

– Słuchaj, będę miał jutro siano, ogarniemy temat?

– Jasne, jutro?

– Tak, załatwisz? Pamiętasz ile?

– Pamiętam.

– Rewelacja, daj znać. To na razie.

– Narka.

Prawie zgniatam telefon ze szczęścia.

– Yes!

Uwielbiam mieć powód do radości, aż mi się chce śpiewać.

– Marta na mnie czeka, czeka, czeka, czeka…

Wstaję z kibla, myję ręce i idę do kuchni.

– Ciociu Helenkooo, gdzie jesteś!

Nie pamiętam, kiedy miałem tak dobry humor, aż mam ochotę tupać w miejscu nóżkami. Jakby to był najlepszy dzień w moim życiu.

Otwieram szafkę nad blatem i sięgam po małą puszkę po kawie. Z szuflady biorę łyżkę stołową, folię aluminiową i siadam przy stole. Wyciągam z puszki plastikowy woreczek zamykany na żyłkę i szklaną rurkę.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
O autorze
BrunoKadyna
Użytkownik - BrunoKadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04