Bunkier
Z uśmiechem zawtórował tej myśli.
Ujął ją w ręce i przez chwilę dzierżył nieświadomie celując w ciemność. Po chwili odkrył jeszcze jeden szczegół. Na końcu lufy znajdował się nóż. Wciąż ostry, jak stwierdził Dawid.
Położył palec na spuście i poczuł dziwne mrowienie w palcach. Zaczęło brakować mu powietrza, lecz jednocześnie nie chciał upuszczać strzelby. Było mu gorąco, a ciemność przed oczami zaczęła wirować. Oparł się plecami o zimną ścianę. Czuł, że słabnie i obsuwa się na ziemię...
Hans stał przy bunkrze zastanawiając się, co się przed chwilą stało i dlaczego mierzy bronią w tych ludzi. Przed nim stało trzech jeńców w brudnych i zniszczonych mundurach. Wszyscy mięli ręce założone na głowy. Patrzyli na niego smutnym wzrokiem.
Nie miał pojęcia, co się dzieję. Nie pamiętał, co robił wcześniej, nie mógł sobie nawet przypomnieć, co robił przed paroma dniami. Teraz stał w obcym sobie lesie i mierzył do trzech ludzi, a inna osoba ubrana w niemiecki mundur wpatrywała się na przemian to w niego to w jego ofiary.
- No dalej. Przecież to ruscy. To ci cholerni ruscy. Nie stój tak, tylko rób co do ciebie należy. – dodał mężczyzna z prawej strony.
Patrzył na tych ludzi i nie miał pojęcia co zrobili; czy zrobili cokolwiek żeby zasłużyć na śmierć?
- Palnij mu w końcu w łeb, albo ja palnę tobie za niewypełnienie rozkazu! – krzyknął tak głośno, że Hans drgnął, a krople potu utrzymujące się na brwiach spadły na policzki.
Nagle mężczyzna w brudnym, obszarpanym mundurze zaczął się uśmiechać. Na początku Hans nieświadomy sytuacji chciał go odwzajemnić, ale uśmiech mężczyzny nie był serdeczny, ale rubaszny i złośliwy. „No dalej, dalej... palnij... palnij” przedrzeźniał mężczyznę stojącego obok Hansa. O dziwo, ten nie reagował, jakby nic nie słyszał. Stał i patrzył na rosyjskiego jeńca z nienawiścią w oczach.
Rosjanie zaczęli się głośno śmiać. Hans nie wiedział co się dzieję, ale stawał się coraz bardziej nerwowy. Przecież trzymał ich na muszce swojej strzelby zakończonej na końcu bagnetem. Miał ich zabić, a oni znajdywali w tym całkiem zabawny aspekt. Stać było ich jeszcze na bezczelne przedrzeźnianie jego i kolegi z oddziału.
Cholerne, parszywe szczury.
Jak mogli. Nienawidził ich za to.
Trzech mężczyzn dalej stało i wykrzywiało twarze w grymas uśmiechu, śmiejąc się przy tym głośno i złośliwie.
- Przestań – krzyknął Hans wyraźnie zirytowany całą sytuacją. – Przestań do jasnej cholery!
Śmiech stawał się coraz głośniejszy i bardziej złośliwy. Hans czuł jak koszula należąca do umundurowania klei mu się do ciała. Zaciskał mocno zęby i ściskał broń. Tracił cierpliwość. Nie chciał już dłużej słuchać tego przeklętego śmiechu.