Budka z pocałunkami cz4
niecenia. Jego pasji będzie po prostu za dużo. Jak najgorszy egoista wypuścił penisa Cory’ego z ust z obscenicznym siorbnięciem i błyskawicznie złapał prezerwatywę.
Chwilę później znów był na Corym przyciskając go do materaca całym ciężarem i unieruchamiając skutecznie, tylko folia z cichym szelestem opadła na podłogę. Pocałunek był walką i poddaniem. Krew buzowała im w żyłach. Sprężyła ciała i pulsowała w nabrzmiałych członkach. Każdy mięsień w ich ciałach napięty był jak postronki. Od karku po jądra prąd elektryczny kursował w ich wnętrzach.
– Mam nadzieję, że jesteś gotów skarbie, bo już nie mogę dłużej czekać… – wymamrotał przepraszającym tonem, wolno przyciskając okryty penis do lekko drżącego wejścia Cory'ego.
– O Boże! Tak… TAK! – Mężczyzna prawie wrzasnął, prężąc się i praktycznie nabijając na jego organ. – Proszę już! Aaach…aaaaaach….tak!
St. Charles trząsł się jak jeszcze nigdy starając się zapanować nad sobą. Mózg zasnuwała mu czerwona mgła i prawie łkał tak bardzo chciał być w kuszącym, ciasnym wnętrzu Cory’ego. Bał się jednak sprawić mu ból. Sama myśl o tym sprawiała, że centymetr po torturującym centymetrze wolno i ostrożnie zanurzał się w czystej rozkoszy.
Miał ochotę wyć z zachwytu.
Chciał wbić się i znaleźć ukojenie w płonącym wnętrzu swojego partnera… a jednak pomału i systematycznie kołysał biodrami, pogrążając się coraz głębiej.
– Connor… mój boże… ach… mmm,… agh… tak, tak, tak…
– Och, tak… – Przyznał mu rację z zachwytem.
Rytm szybko się znalazł. Mocny i szybki. Zbyt oszałamiający by mógł trwać. Jak w amoku objęci, spleceni całymi ciałami kochali się dążąc ku upojeniu. Wszystko w ich wnętrzach chciało eksplodować. Ich głowy, ich piersi, ich napięte do granic możliwości jądra. Byli ogłuszeni.
Kiedy Cory sięgnął po swój członek został ukarany ugryzieniem i jego drżąca dłoń została zamieniona gorącą garścią Connora.
To było za dużo. Trzy, cztery silne pieszczoty, szybkie muśnięcia i gwiazdy wybuchły mu pod powiekami. Gorąca, gęsta sperma wymalowała ich napięte twarde brzuchy… ale on nie mógł się martwić tym w tym momencie.
Zaledwie mógł oddychać. Bolesna przyjemność rozszarpała jego świadomość na maleńkie kawałeczki.
Żelazna obręcz zaciskająca się na penisie Connora sprowokowała jego orgazm. Cory z odrzuconą do tyłu głową, drżąc konwulsyjnie od szczytowania był przepiękny. I z takim widokiem pod powiekami Connor odpłynął we własne spełnienie. Zanurzony głęboko po granice możliwości w chętnym, cudownym ciele znalazł przyjemność, której jeszcze nigdy nie zaznał. Z każdym pulsem chciał zanurzyć się jeszcze głębiej, a to i tak nie wydawało się dość.
Wtulił cicho jęczącego Cory’ego w swoje ramiona poddając się dewastującym jego ciało uczuciom i czekał aż jego świat wróci z powrotem na tory.
Po minutach, a może godzinach powietrze zaczęło chłodzić ich spocone ciała. Oddychając wolno i ostrożnie, Connor wysunął się z wnętrza Cory'ego przytrzymując prezerwatywę.
Dwa jęki niezadowolenia i straty splotły się w jeden. Cory zarumieniony z anielskim, ale nieśmiałym uśmiechem chciał się podnieś, ale Connor całując go lekko pchnął go spowrotem na łóżko.
– Nigdzie się nie wybieraj – wymamrotał, lekko przy szczypując jego dolną wargę własnymi ustami. – Pozwól mi się wszystkim zająć.
Zniknął w drzwiach łazienki zanim wciąż oszołomiony Cory zdołał się pozbierać na tyle, aby odpowiedzieć. Kilka chwil później seksowny mężczyzna był z powrotem z ręczniczkiem nasączonym ciepłą wodą. Wolno i delikatnie zmył ślady z brzucha swojego partnera, a następnie usunął re
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora