Bogowie wojny
- Boucher, ici Massacre. C’est libre. Trois cadavres – powiedział cicho. W odpowiedzi usłyszał tylko – trzask, trzask – podwójne wciśnięcie przycisku nadawania: „tak, zrozumiałem”. Żadnych zbędnych słów.
W tym czasie Chaos podszedł do drzwi i przymknął je. Musieli czekać, aż czwórka pod dowództwem Rzeźnika zajmie budynek mieszkalny. Masakra wycelował w drzwi, gotów zastrzelić każdego, kto otworzy je bez uprzedzenia. Chaos dyskretnie wyglądał przez jedyne okno. Znów dłużący się czas. I to nieprzyjemne uczucie, że na łóżkach leżą trupy tych trzech czarnych. Masakra starał się to ignorować; miał w tym już spore doświadczenie. Czekał. Czekał… I wreszcie:
- Massacre, ici Boucher. Rejoignez-nous.
- Bien reçu – Spojrzał na Chaosa, który słyszał rozmowę; wszyscy mieli takie same zestawy łączności. Kiwnęli sobie głowami. Masakra powoli uchylił drzwi, wyjrzał na zewnątrz i w końcu wyszedł. Chaos za nim. Ostrożnie dotarli do budynku mieszkalnego, do głównych drzwi. Zatrzymali się przy nich.
- Boucher, ici Massacre. On entre – poinformował przez radio. Nie zamierzał oberwać od swoich, jak któregoś zaskoczy i przestraszy.
- Allez-y!
Weszli. Cała posiadłość raczej nie pasowała do otoczenia, choć z zewnątrz nawet wtapiała się krajobraz. Obszerny biały dom, w środku nowoczesny. Bardziej na miejscu byłby we Włoszech, albo w Grecji, zwłaszcza, jak ktoś zobaczył jakie samochody parkowały na podjeździe. Najwyraźniej ich bad guy nie uważał za stosowne i konieczne by nie rzucać się w oczy. Ufny w strach, jaki wzbudzał w innych i w protekcję miejscowych władz, które przekupił. Błąd. Rzeźnik właśnie prowadził go na dół po schodach. Facet miał worek na głowie i ręce na plecach skute plastikowymi kajdankami. Był na golasa. Najwyraźniej wyciągnęli go prosto z łóżka.
- Vous savez ce que ce fils de pute a dans la cave? Chaos, surveille la porte! Massacre, suis-moi – powiedział Rzeźnik. „Wiecie, co ten sukinsyn ma w piwnicy? Chaos pilnuj tych drzwi. Masakra za mną”.
Zeszli po schodach na dół. Rzeźnik podtrzymywał zatrzymanego, żeby nie upadł w ciemnościach. W całym domu było ciemno, tylko z jednego z pomieszczeń wydostawało się świtało. Obaj legioniści wyłączyli i zdjęli noktowizory z głów. Ich jeniec, Murzyn, zaczął bełkotać coś po swojemu. W pomieszczeniu był już jeden z „cywilów”, których poznali w Dżibuti. Ubrany jak wszyscy – ciemne ubranie, kamizelka taktyczna; na pasie nośnym ruski karabin szturmowy AKMS z tłumikiem – oficer wywiadu, więc sprytnie używał takiej broni, jak miejscowi. Przedstawił się jako Jacques. Masakra podejrzewał, że jest z DGSE, z Service Action, a Jacques to nie jego prawdziwe imię.
Do Masakry dotarło co to za pomieszczenie, nie pasujące zupełnie do ekskluzywnego domu. Byli w sali tortur. Zerknął na drzwi. Grube, najwyraźniej dźwiękochłonne. Ściany były czymś obite. Nie było żadnych mebli, z wyjątkiem stalowego stołu w rogu. Oprócz tego poprzeczna rura na jednej ze ścian, pewnie żeby można było kogoś tam przykuć, kran z wężem i coś jak duże stalowe akwarium – do topienia.
Murzyn zachowywał się coraz głośniej, coraz bardziej nerwowo. Dobrze wiedział gdzie jest. Pewnie dotarło do niego, że to nie żadne żarty. Do tej pory sam torturował ludzi. Teraz zobaczysz, jak to jest, zasrańcu, pomyślał Masakra.