Bogowie i pionki, albo GAME (nie całkiem) OVER! (1)
- Widziałaś się ostatnio w lustrze? - sarkastycznie rzuciła Olga zaciągając się papierosem.
- Tak. - Kasandra również podniosła do ust papieroska. - Przytyłam dwa kilo. Mam pryszcza na brodzie. Mam odrosty. Muszę znowu kupić farbę... A może zrobię się na blond?
- Nie wkurwiaj mnie, kobieto! Popatrz na siebie! Wyglądasz... Ubierasz się i zachowujesz jak rasowa dziwka! - Olga uznała, że jedynie terapia wstrząsowa może pomóc jej koleżance. - Dlatego wszyscy faceci mają cię za sukę, chcą jedynie seksu, a ty... Cholera! Masz IQ 149, jesteś najlepsza na roku, masz stypendium...
- Co ma jedno wspólnego z drugim!? - wykrzyknęła Kasandra.
Rozejrzała się po pokoju. W ciasnej klitce chłopaków, na trzecim piętrze akademika nagle ustały wszelkie pijackie przyśpiewki a cała zgromadzona studencka brać zdawała się być jawnie zaintrygowana rozmową dwóch pijanych dziewczynek. Ktoś zastygł bez ruchu podczas nalewania wódki do kieliszka i zamarł wpatrzony w nasze bohaterki. Reszcie chyba zwisało to, że drogocenne procenty marnują się, wsiąkając w dywan... A może po prostu tego jeszcze nie spostrzegli?
- Franek, do cholery jasnej, wylewasz wódę na dywan! - wrzasnęła Olga, co wywołało natychmiastową reakcję łańcuchową w studenckim ekosystemie. Pijackie środowisko zaczęło dążyć do przywrócenia stanu homeostazy, pierwszym zaś jego posunięciem było rzucenie się na Franka z pięściami.
Dziewczyny mogły powrócić do nagle przerwanej rozmowy.
- Pytałam, co ma jedno wspólnego z drugim? - pochylając się ku Oldze wyszeptała Kasandra.
- Twoje zachowania są niespójne... Są wręcz... Histeryczne. - również szeptem wypowiedziała Olga.
Dziewczyny uznały, że bezpieczniej będzie nie podnosić głosu. Nie chciały znów zostać gwiazdami przedstawienia pod tytułem popijawa. Ich obawy były jednak nieuzasadnione, gdyż w głębi pokoju przyszli magistrzy bili się o to, kto ma iść po kolejną flaszkę. Franek nie mógł, z powodu podbitego oka.
- Histeryczne? - zapytała Kasandra. - Przecież ja...
- Jesteś wiecznie głodna. Głodna uwagi. Głodna uczuć. Jesteś ciągle... Niedowartościowana, samotna. Prowokujesz, gdyż pragniesz miłości. Pragniesz jej, ale się boisz. Nie umiesz jej czuć... Poza tym, chcesz się dowartościować, czyż nie? Twoja samoocena leży i kwiczy na dnie psychologicznej depresji.
- Ale ja już nie mam depresji! Wyleczyłam się!
- Depresji w sensie geograficznym.
- Ale co to ma...
- Poza tym, nie byłabym wcale taka pewna, czy znów nie masz depresji. Taka samotność musi boleć, co? Pewnie czujesz się w środku... Martwa. Chyba, że...
Olga nie zdążyła dokończyć, gdyż Kasandra eksplodowała żałosnym rykiem zarzynanej świni. Tego rodzaju płaczu nawet najlepszy pisarz nie byłby w stanie ubrać w słowa.
- Co się stało? - zapytał Mariusz, umalowany na czarno metal, student teologii. Wstał z pocerowanej kanapy i podbiegł ku dziewczynom. Wszyscy - oprócz Franka - uczynili to samo.
- Za dużo wypiła. - powiedziała Olga, przytulając szlochającą koleżankę i chroniąc ją tym samym przed wścibskimi spojrzeniami. - Idziemy do kibla. Będzie rzygać.
Wyszły z pokoju chłopaków i wróciły do siebie, piętro niżej. Tego wieczoru nie zamieniły już ze sobą ani słowa. Poszły spać. Olga - normalnie, przeciętnie. Jak to niezbyt trzeźwa studentka. Kasandra zaś... Nie spała całą noc, pogrążona w zadumie nad swym pustym wnętrzem, sztucznym obliczem, jakie sama sobie stworzyła w celu ukrycia przerażającego faktu, że pod nim jest tylko lód i wielki, bolesny znak zapytania... Pustość prosząca o wypełnienie odrobiną emocji.
***
Któregoś dnia Olga zostawiła na swym łóżku włączonego laptopa i poszła - nie wnikajmy po co - do swojego chłopaka. Kasandra postanowiła wykorzystać okazję i poszperać w jej dokumentach. Nie, nie chciała się bawić w humanoidalny program szpiegowski, chciała jedynie zerknąć do notatek ze szkoły. Do prezentacji wyniesionych z wykładów z psychologii. Celem dowiedzenia się czegoś o sobie samej. Kasandra nie mogła wiedzieć, że w tym przypadku ciekawość okaże się pierwszym stopniem nie tyle do Piekła, co do jeszcze gorszego psychicznego popaprania. Tak, kiedy jesteś porąbany - to pół biedy... Gorzej, kiedy to porąbanie sobie uświadomisz. Uwierzcie mi, jest to gorsze, niż uświadomienie sobie faktu nieistnienia wielkiego brodatego pana przynoszącego na Gwiazdkę prezenty.