Bogowie i pionki, albo GAME (nie całkiem) OVER! (1)
NG dokonał w myślach obliczeń. Sumując wszystkie wejściówki do klubów, bilety do kina, rachunki za drinki/kawy, kilogramy kwiatków, srebrny łańcuszek - będzie jakieś 200 euro. No i jeszcze zakupione na „wszelki wypadek" prezerwatywy, łącznie z łapówką rozdzieloną pomiędzy współlokatorów z akademika („idźcie gdzieś i nie wracajcie aż do świtu") - jakieś 280 euro w sumie...
NG uznał, że dziewczyny to drogi i nieopłacalny interes.
Zaczął rozważać perspektywę przerzucenia się na chłopców. Zaoszczędziłby na kwiatkach.
***
Wszystko działo się w latach 40-tych XXI wieku, dlatego też Kasandra nie mogła wiedzieć, że studiując filologię angielską ze specjalnością tłumaczeniową traci cenny czas, który przecież mogłaby spędzić robiąc coś pożytecznego, np. uprawiając marchewkę na działce. (Za 30 lat miano bowiem odkryć rakietowe paliwo marchewkowe, dlatego też ceny marchewek miały osiągnąć niebotyczną kwotę, zaś sama marchewka miała stać się przyczyną słynnej Marchewkowej Wojny... Jedynej wojny, w której za broń biologiczną posłużyły króliki.) Kasandra chciała podróżować i jeszcze dostawać za to kasę. Marzyła o zostaniu tłumaczem symultanicznym - tłumaczyłaby na żywo rozmowy obrzydliwie bogatych dyplomatów, polityków i graczy w golfa. Jeździłaby po świecie opróżniając butelki najdroższych alkoholi na międzynarodowych spotkaniach spasionych cwaniaków, sikałaby do ich basenów, tłukła się ich samochodami i zwiedzała ich kraje, wydając w miejscowych galeriach handlowych zarobiony praktycznie za nic hajs.
Niestety, w roku 2052 wynaleziono uniwersalnego robota-tłumacza (coś w stylu C3PO ze staroświeckiego filmiku „Gwiezdne Wojny"), co automatycznie uczyniło wszystkich symultanicznych tłumaczy bezrobotnymi. Kasandra nie mogła tego przewidzieć. Zresztą, gdyby nawet umiała wejrzeć w przyszłość, miałaby gdzieś fakt, iż wybrała kierunek studiów równie przyszłościowy, jak porównawcza filozofia ameb i pierwotniaków. Po roku 2052 Kasandra była już bowiem tak jakby martwa.
***
Jeśli planujesz zamieszkać w akademiku, nie zastanawiaj się nad wielkością i stanem technicznym przyszłego pokoiku. Lepiej zwróć uwagę na potencjalnych współlokatorów. Nie, nie chodzi o ich stosunek do mydła, rodzaj preferowanej muzyki czy stosowane przez nich kryteria porządku tudzież jadalności studenckiego jadła. Brud, smród, kalecząca uszy muzyka i tygodniowe spaghetti na środku stołu są niczym, w porównaniu z umysłową hipochondrią i załamaniem nerwowym, którego dostaniesz, jeśli zamieszkasz ze studentem psychologii.
Kasandra popełniła ten karygodny błąd i pod wpływem studiującej „świrologię" współlokatorki zaczęła u siebie podejrzewać wszelkie możliwe zaburzenia osobowości, depresje, histerie, nerwice, przez tydzień była nawet pewna tego, że ma schizofrenię i niedługo zacznie latać z siekierą. A myślała, że z wszelkich zaburzeń psychicznych się już dawno wyleczyła! Na szczęście nie zaczęła biegać z ostrymi przedmiotami, chociaż podczas sesji egzaminacyjnej miała ochotę pobawić się nie tyle siekierą, co piłą łańcuchową, w dodatku - na terenie uczelni. Wiedziała jednak, że pójście do więzienia kolidowałoby z jej planami życiowymi. Rozkład tkanek jej ciała miał pokrzyżować te plany tak czy siak, bardziej niż roboty-tłumacze i plantacje energetycznej marchewki... Kasandra jednak nie potrafiła przewidywać przyszłości, a szkoda. Nie traciłaby wtedy czasu na kolejnych facetów z wypisanym na twarzy uśmiechem głoszącym „jestem frajerem, nic z tego nie będzie, a tak właściwie, to chcę tylko zaciągnąć cię do łóżka". Swoją drogą, Kasandra nadal była dziewicą. Chciała się oddać „temu jedynemu", ale w ciągu tych 20-stu przeżytych przez siebie lat nie znalazła nikogo „jedynego". Może dlatego, że zawsze spotykała się z kilkoma na raz i trudno jej było określić, który jest „jedyny" a którzy to „pozostali".