Bezwartościowy człowiek

Autor: BrunoKadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 1

Wspominaliśmy czas, kiedy byliśmy tu lata temu, w tym samym pokoju. Ona mówiła, ja słuchałem.

– Byliśmy zaślepieni sobą, nie widzieliśmy wad. Szkoda, że z czasem codzienność je obnażyła. Ale dobrze, że po latach wracamy mądrzejsi, doceniamy siebie i ogrom emocji, które wciąż są żywe. Jesteś moim ideałem.

– A ty moim, ukochana, zawsze byłaś.

Przytuliła się. Nie wierzyłem, że będę czuł ją nagą. I będzie to tak piękna nagość.

– Żałuję, że byłam taka głupia i uniosłam się dumą. Zamiast nie wypuszczać cię z rąk, moje szczęście.

– To już nieważne. Teraz jest najważniejsze.

– Chcę, żebyś wypełnił każdą część mnie.

I powtórzyliśmy wszystko, ale już spokojniej. Mimo to serce zabolało mnie porządnie, a ramiona zdrętwiały. Nie udało mi się tego ukryć.

– Kochanie, co ci jest? – zapytała.

– Serce.

– Co z twoim sercem?

Byłem zły, że pyta, ale bardziej, że ten głupi organ wszystko zepsuł.

– Chore.

Wziąłem leki i odpoczywałem. W końcu poszliśmy po bagaże. To wyczerpało mnie do cna. Obiecałem powiedzieć o sercu na drugi dzień i szybko zasnąłem.


***


Śniadanie zjedliśmy w restauracji folwarku. Usiedliśmy mniej więcej w tym samym miejscu, co przed laty, pod oknem, z widokiem na jezioro. Poranek był jasny i spokojny. Wystrój pewnie zmieniał się przez lata. Teraz przeważała biel. Gości było niewielu, oprócz nas tylko kilka osób.

Patrzyłem na Marię, była śliczna, doskonale pasowała do tego światła.

– Idealnie, jesteś idealna – powiedziałem.

– Kocham cię.

– A ja ciebie, moja śliczna.

– Wiktorze – zmieniła ton. – Musisz mi powiedzieć, co z twoim sercem.

Bałem się tego pytania, ale nie było sensu niczego ukrywać.

 


Zmartwiła się, mówiła, że trzeba się leczyć, że zajmie się mną i trzeba się za to zabrać jak najszybciej, pieniędzy pewnie mi nie brakuje. Powiedziałem, że leczenie nie ma już sensu. Jestem w kolejce oczekiwania na przeszczep, a szanse na znalezienie dawcy, zanim moje wysiądzie, są bardzo znikome. Poza tym mam inne problemy, jak słaba krzepliwość krwi.

– Pieniądze nie załatwią sprawy? Nie przyśpieszą? – zapytała.

– Pewnie by załatwiły, ale w nieuczciwy sposób. Pozbawiły życia kogoś innego, kto czeka przede mną. Nie mógłbym tak.

– Więc co teraz?

– Nie wiem, ile mi zostało. Mógłbym spędzić mnóstwo czasu w szpitalu, wszczepiliby mi jakąś mechaniczną pompkę wspomagającą i może dożyłbym do przeszczepu. Jeśli mój stan pozwalałby w ogóle na operację, a nie pozwala.

Posmutniała. Ale nie tak bardzo jak się spodziewałem. Patrzała za okno, na brzeg jeziora. A ja chciałem powiedzieć całą prawdę.

– Dlatego odciąłem się od swojego życia, żeby przeżyć z tobą tyle, ile się da, ukochana. Zabezpieczyłem żonę, rodzinę i oddaję tobie całą resztę.

Maria wciąż patrzała za okno.

– Jak zabezpieczyłeś, jaką resztę?

Nie rozumiałem, o co pyta.

– Zostawiłem rodzinie wszystko, żeby nie martwili się o nic, a siebie oddaję tobie. Tak, jak marzyliśmy przez te wszystkie lata. W końcu być razem.

Dopiero wtedy spojrzała na mnie, z wyrazem twarzy jakiego dotąd nie znałem.

– Wszystko? Chcesz powiedzieć, że nie masz nic?

– Zostawiłem sobie tyle, żeby się utrzymać, póki dokonam żywota.

Wypuściła z dłoni serwetkę i powoli położyła ręce na stole.

– Niebywałe, tyle lat… – powiedziała do siebie.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
BrunoKadyna
Użytkownik - BrunoKadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04