azproszenie
-No, czuję. Nie wiedziałam, że Doręczyciele mają członki, myślałam, że to jakieś zjeby genetyczne albo totalne. No, ty też działasz na mnie rozpierdalająco. Ale na pewno masz jakiegoś syfilisa albo trabanta. A jak mi się zdaje to na pewno masz jakąś robotę do wykonania.
-Nie próbuj mnie wkurzyć. Wyjebane mam na twoje złe słowa skierowane pod adres mej osoby. Chodź. Mam cię przyprowadzić. Chodźmy.
Doręczyciel puścił Miriam. Szli zarośniętą drogą pod jakimś laskiem. Ciało Doręczyciela połyskiwało w świetle słońca, muskuły drgały z każdym ruchem… ech, nic tylko wskoczyć na jego krocze, myślała Miriam i śmiała się z siebie w duchu. Ten zaś żuł zerwaną właśnie trawę i rzekł co następuje:
-Wiesz ja jestem groźny, silny. W ogóle sporo wiem. Ja mam misję. Bardzo chciałbym wszystko powiedzieć. Albo nie mówić nic, tylko zabrać cię gdzieś na seks. Potem leżeć pół dnia i nic nie robić, opierdalać się. Ale sza, psst… I tak już mam przejebane. Kiedyś tak spieprzyłem sprawę, że z mojej winy jedna osoba popełniła samobójstwo. Zadrwiłem z powagi sytuacji i już nigdy więcej sobie na to nie pozwolę.
Miriam nic nie rozumiała. Słuchała jednak uważnie z nadzieją, że w końcu coś może się jej rozjaśni. Zapytała.
-A czy wtedy też miałeś podobną misję?
-No, jestem Doręczycielem. Zawsze mam takie same zadanie, choć może kiedyś się to skończy. Mamy za dużo obowiązków, zaczynają się strajki.
-Czy to znaczy, ze gdybyś mnie nie odprowadził do tej Dziewczyny, to ona tez mogłaby się zabić? Ja jestem jej w czymś potrzebna?
-Za dużo pytań zadajesz. A co byłoby ci żal, gdyby sobie coś zrobiła?
-Może i tak. Ona mnie wkurwia, rzuca się na mnie i w ogóle. Ale tak sobie wyobrażam, że z nią jest coś nie tak, ona jest jakaś jebnięta w mózg. Wydaje się być samotną. Ja jestem też samotna. W ogóle nie wiem co dzieje się, tracę poczucie rzeczywistości. Nie wiem czy to się dzieje naprawdę, czy mam jakiegoś ostrego haluna. Może ciebie w ogóle nie ma. Jakiś kurwa Doręczyciel jak z marnej książki fantasy. Może i mnie nie ma tak naprawdę. Nie, no teraz to już pierdolić zaczynam. Ale co mi tam, chociaż na upust słowny mogę sobie pozwolić i tak słowa moje umierają wraz z ostatnim zadrganiem powietrza, bo w nikim nie pozostają, nie żyją. Ale dość tej bajki, powiedz mi Doręczycielu, jak ona ma na imię?
-Nie mogę udzielać ci o niej żadnej informacji. A poza tym, to myślisz, że mi jest fajnie?! Kurwa, nie pieścisz się ze mną, a tak się składa, że to nie ja siebie stworzyłem.- to rzekłszy chwycił mocniej przedramię Miriam i przyspieszył kroku.
„Bladź, jakie to wszystko wrażliwe na punkcie swoim!” tak oto Miriam pomyślała.
-Przepraszam, nie chciałam być niemiła. Ale spróbuj mnie zrozumieć. Ja w ogóle nic nie wiem. Nie wiem już czy mam się bać, czy co? No i trochę mnie to rozpierdala, to dlatego. Czy przeprosiny przyjęte?
Jako odpowiedź poczuła mocniej zaciśniętą dłoń Doręczyciela na swym ramieniu. Poza tym ruszył tak zamaszystym krokiem, że Miriam musiała co chwilę podbiegać. Wkurwiało ją to, ale wolała już nic nie mówić. W tak przemiłej atmosferze dotarli do domu Dziewczyny.
*
Dziewczyna czytała książkę. Miała na sobie prostą kolorową sukienkę. Leżała na trawie, brzuchem do gleby. Słońce odbijało się od jej opalonej skóry.
-Witaj- odezwał się Doręczyciel. Dziewczyna podniosła głowę i jęknęła niczym największy męczennik Świętej Inkwizycji.