azproszenie
*
Miriam obudziła się. Chodziła po niej mucha. Na zewnątrz śpiewały ptaki. Niestety stwierdziła okropny fakt, że znajduje się wciąż w tym samym miejscu. Jak najciszej więc opłukała twarz i wyszła. Rozejrzała się i pomyślała, że może teraz uciec. Zaczęła więc biec. Biegła szybko, bo bała się, że Dziewczyna się obudzi i zaraz ją zatrzyma. Twarz jej mówiła, że jest taka nawet zadowolona, podekscytowana, ale nie chce mi się o tym pisać. I zniknęła z horyzontu.
Dziewczyna zaś spała do trzynastej. Bardzo się ucieszyła, spostrzegłszy, że Miriam uciekła. Miała chwilkę spokoju. Włączyła muzykę na cały regulator. Nastawiła sobie wodę na kawę. Była zupełnie goła. Usiadła przy stole i czytała jakieś chuj wie co.
Za oknem ciepły wietrzyk bawił się z gałęziami brzozy. Słońce. Jak zwykle wspaniała pogoda. Dziewczyna wyszła na zewnątrz. Usiadła na trawie. Wspominała. W głowie miała obrazy… przebłyski skóry, magnetyzujące spojrzenia, ciepłe wydechy… To wszystko, co było dawne. Kochała to tak bardzo, te chwile, gdy można zapomnieć, gdy każdy dotyk jest jedyny i najczulszy. Nic, tylko zamknąć oczy i oddać się przyjemności. Lubiła bardzo jebanko. Tutaj nie miała na co liczyć, w tym pieprzonym odludnym miejscu. Zwłaszcza teraz gdy musi tu być, nie może wyjeżdżać. Ci pieprzeni goście. Miała ich już tak dość. Wiedziała kim oni są, lecz kiedy się to miało skończyć i po co to wszystko, tego już nie wiedziała.
Tymczasem Miriam stała na jakimś pieprzonym bezludziu. Las, droga i łąka, nic więcej. Rozglądała się wkoło bezradnie, bliska już rozpaczy. Zaczęła krzyczeć i ryczeć:
-Nigdzie kurwa żadnego człowieka, nawet żadnej budki telefonicznej! A zresztą i tak nie znam żadnego numeru. Kurwa, co się tutaj, do chuja, dzieje?!
-Czego tak wrzeszczysz?
Miriam stanęła jak wryta. Wystraszyła się, ale potem pomyślała, że to ktoś normalny w tym pojebielnym miejscu. Odwróciła się więc z wielką nadzieją i radością w głowie i oczach, w ogóle we wszystkim.
-O bladź!- w takie stwierdzenie przeobraziła się jej radość. Oto bowiem przed nią stał Doręczyciel.
-No co? Nie mówione ci było, że nie ma sensu żadna ucieczka? Nie zamierzam zresztą z tobą gadać. Idziemy.
-Gdzie znowu? Spowrotem pewnie. Dobra, dobra. Tak się okazuje, że nie chcę. Nie po to uciekałam, ale pewnie nie ma sensu żaden opór ze strony mej oto. Ale czy ty nie możesz mi chociaż powiedzieć o co w tym wszystkim kamon?
-Bu, skąd tyle u ciebie złości? To nie zdrowe.- chwycił ją w talii, przycisnął do siebie, nachylił się nad nią i rzekł- Mała, podobasz mi się. Wszystkie jesteście takie. Nic tylko was wziąć i przelecieć. Czujesz jak na mnie działasz?- to rzekłszy przycisnął ją jeszcze bardziej, że bez problemu wyczuła jego sztywnego kutasa. Miriam próbowała odepchnąć siebie ręką. Jednak nie miało to żadnego sensu. Poza tym jego ciepłe wydechy i przenikliwe spojrzenie zaczęły ją rozpierdalać. Cóż, wolała jednak nie wdawać się z tym dziwnym typem w bliższe stosunki.